Sceny z piekła rodem rozegrały się 7 grudnia 1942 roku. Był środek II wojny światowej, a Niemcy po raz pierwszy w okupowanej Polsce zastosowali zbiorowe represje za pomoc udzielaną Żydom, w tym przypadku przez mieszkańców Białki w gm. Dębowa Kłoda. – Tego dnia przed południem Niemcy otoczyli Białkę, a wszystkich mieszkańców spędzili do szkoły. Oddzielono kobiety od mężczyzn, zwolniono starców i dzieci oraz kilku mężczyzn. W trakcie przeszukania zabudowań żandarmi schwytali ukrywaną przez państwa Bułtowiczów młodą Żydówkę. Po doprowadzeniu jej na plac szkolny została zastrzelona. Zabici zostali również Bułtowicze – czytamy w artykule Lasów Państwowych.
Na tym jednak Niemcy nie poprzestali
– Mężczyzn ustawiono piątkami i zostali wyprowadzeni w kierunku jeziora, gdzie były ustawione karabiny maszynowe. Po rozstrzelaniu pierwszej grupy 25 mężczyzn Niemcy rozkazali wystąpić następnej grupie, lecz oni widząc śmierć poprzedników, odmówili. Oficer dowodzący wydał zatem rozkaz otwarcia ognia do wszystkich znajdujących się na placu – podają Lasy Państwowe. Zginęło w sumie 96 osób. Cztery przeżyły, pomimo odniesionych obrażeń.
W 80. rocznicę tamtych wydarzeń do Białki przyjechał Jacov Livne, który był gościem specjalnym uroczystości. W wydarzeniu wzięli również udział m.in. Monika Pawłowska, posłanka PiS; starosta Janusz Hordejuk; Grażyna Lamczyk, wójt gminy Dębowa Kłoda oraz mieszkańcy. W programie była m.in. msza święta, przemarsz pod pomnik ofiar, podniesienie polskiej flagi, salwa honorowa, wystąpienia zaproszonych gości czy odegranie melodii "Śpij kolego", która często towarzyszy uroczystościom patriotycznym. Z kolei Grażyna Lamczyk w swoim wystąpieniu przytoczyła słowa Zofii Nałkowskiej „Ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Straszne wspomnienia
W Białce nie mogło zabraknąć Mariusza Bułtowicza ze Szczecina, którego przodkowie, pochodzili z Białki i ukrywali Żydów. W ramach odwetu Niemcy zamordowali m.in. dziadka i pradziadka pana Mariusza. W ubiegłym roku pan Mariusz opowiedział nam o szczegółach tamtych tragicznych wydarzeń, które zna z relacji swojego 7-letniego wówczas ojca - Zbigniewa. – Na widok trupów kobiety tak głośno krzyczały, że słyszeli to mieszkańcy oddalonej o dobrych kilka kilometrów Sosnowicy – mówił pan Mariusz.
Dodał, że po egzekucji jego ojciec wyszedł ze szkoły i najpierw próbował ze stosu ciał wyciągnąć swojego 17-letniego brata. – Tak się siłował, że wyjął mu mózg. Wkrótce na miejsce przyszedł inny z moich wujków, który był leśniczym. Powiedział do mojego ojca: "co my teraz zrobimy Zbysiu? Nie ma drewna, nie ma trumien, aby ich pochować". Mój tata powiedział, że będzie można wykorzystać deski używane do robienia uli, bo bardzo lubił pszczoły – wspominał.
Po mordzie mieszkańcy Białki obwiniali za tragedię żyjących członków rodziny Bułtowiczów. Pan Mariusz twierdzi, że podpalili dom, w którym mieszkała m.in. jego babka, dlatego rodzina wyjechała na drugi koniec Polski. Mieszkańcy gm. Dębowa Kłoda twierdzą z kolei, że podpalenie domu nie miało miejsca.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.