Głównym budynkiem rezydencji był klasyczny, polski dwór zbudowany w 1723 roku z drewna modrzewiowego. W 1753 roku dobudowano do niego 4 murowane alkierze i dostawiono wspomniane oficyny. Bez mała dwa wieki służył rodzinie Sosnowskich aż w 1905 roku stał się własnością Teodora Libiszowskiego. W tym roku bowiem zmarła ostatnia spadkobierczyni Sosnowskich – Waleria Niepokólczycka, która według umowy mogła dożywotnio mieszkać we dworze. Nowy właściciel tak zapisał w pamiętniku: „Był to bardzo stary dwór o kilkunastu komnatach, z których dożywotniczka zajmowała tylko dwie. Reszta komnat była na głucho zamknięta, okiennice szczelnie pozabijane – przez okres długich kilkudziesięciu lat nikt z żyjących wówczas ludzi – oprócz dożywotniczki tam nie był (…)
Gdy nastąpiło (…) wprowadzenie nas do wnętrza odnieśliśmy wrażenie świeżo odkrytego grobowca zmarłego przed wiekami faraona. Poza dwoma charakterystycznymi piecami w pokojach ostatnio zajmowanych przez zmarłą, we wszystkich pozostałych komnatach były tylko wielkie, stylowe kominki, ściany pokryte gobelinami. Salka wychodząca na alejkę kościuszkowską w parku była pokryta pięknymi stiukami. Gdy zapalono drewno w licznych kominkach – grzebiąc w nabytych od sukcesorów skrzyniach z dokumentami przeniosłem się o 150 lat wstecz – tam, gdzie kochał Kościuszko.
Teodor Libiszowski przekazał dwór powstałemu w 1907 roku Włodawskiemu Towarzystwu Rolniczemu. Dwa lata później w 1909 roku w starym dworze gościł Władysław Reymont, który przybył do Sosnowicy w celu poznania losów ludu unickiego. Swoje obserwacje opisał później w książce „Z ziemi chełmskiej”. Zebrane materiały wykorzystał również w wyróżnionych nagrodą Nobla „Chłopach”. Reymont miał ochotę kupić dwór, ale lekarze odradzili mu zalecając „góry nie wody”.
W starym dworze gościł również Roman Dmowski. Libiszowski wspomina, że późniejszy Ojciec Niepodległej Polski pisał tu pracę „Niemcy, Rosja i kwestia polska”.
Latem 1915 roku cofające się wojska rosyjskie podpaliły dwór. Niszczycielskie działanie wpisywało się w taktykę „spalonej ziemi” stosowaną na rozkaz cara.
Dwa lata wcześniej w 1913 roku Teodor Libiszowski wybudował sobie nową posiadłość. Drewniany dwór na kamiennej podmurówce stanął w należącym do Libiszowskiego folwarku Lasek. Obecnie miejscowość ta nazywa się Sosnowica – Dwór, a budynek stał dokładnie tam, gdzie od dwóch lat odbywają się sosnowickie dożynki. Folwark Lasek stał się sławnym i często odwiedzanym miejscem zarówno ze względu na hodowane tam ryby jaki i działalność polityczną Libiszowskiego. W nowo wybudowanym dworze w folwarku Lasek święta Bożego Narodzenia 1914 roku i Nowy Rok 1915 spędzał wcześniej wspomniany Roman Dmowski. Kiedy przebywał w Sosnowicy, na stawach miało miejsce ciekawe zdarzenie. Opisał to później Libiszowski w swych pamiętnikach:
Na zboczu jednego z zimochowów (staw, w którym ryby przetrzymywane są przez zimę J. A.) przeszkadzała nam olbrzymich rozmiarów olcha. Któregoś poranka zjawiają się robotnicy, którym poruszono tę olchę usunąć. Twierdzą oni bezradnie, że nie ma tak dużej piły, ażeby mogła spiłować tak potężnych rozmiarów drzewo. Przy tej rozmowie był Dmowski, poszliśmy razem z drwalami oglądać olchę. Dmowski powiada: „Dajcie mi dobrą siekierę, a ja podejmę się ją dzisiaj spuścić”. A my na to: „Jak pan sam tego dokona, to gotowi jesteśmy uwierzyć, że pański podpis będzie figurował na traktacie pokojowym, przywracającym niepodległość Polski”. Odpowiednia siekiera się znalazła, pracował sam cały dzień w pocie czoła bez żadnej przerwy, bez obiadu. O zmierzchu potężna olcha legła u jego stóp. Zaraz po przyjeździe na okres świąteczny Dmowski zapowiedział, że 3 stycznia zaraz po Nowym Roku najpóźniej musi być w Warszawie, gdyż o godzinie 16-tej odbędzie się posiedzenie komitetu Ogólno – Narodowego, którego jest prezesem, a potem wyjeżdża zaraz do Petersburga na sesję Dumy, w której jest prezesem Koła Polskiego i w razie pomyślniejszego dalszego przebiegu wojny jedzie na daleki zachód marszrutą Kościuszki. (…)
Po upadku kampanii wrześniowej w październiku 1939 roku do Lasku przybyli Niemcy. Tuż obok dworu Libiszowskiego urządzili posterunek wojskowej policji konnej i stąd terroryzowali okolicę. Taki stan rzeczy trwał do zimy 1943 roku. Na Boże Narodzenie Niemcy wyjechali na urlop. 25 grudnia 1943 roku pod nieobecność okupantów do folwarku przybyli partyzanci sowieccy i podpalili dwór. W taki oto sposób już drugi, sosnowicki dwór przestał istnieć. Tamte czasy przypomina dziś piękna figurka Matki Bożej stojąca obok wzgórka widokowego, z którego Teodor Libiszowski i jego goście podziwiali panoramę sosnowickich stawów.
Wspominając ziemiańskie dwory należy pamiętać również o rodzinie Krassowskich z Pieszowoli, której okazały dom także spłonął w 1915 roku. 40 lat wcześniej wybudował go Powstaniec Styczniowy – Ludwik Krassowski. Jego syn Grzymisław musiał patrzeć jak ich rodzinny dom płonie. Jak sam wspomina musiał również asystować przy podpalaniu własnych budynków i podpisać protokół spalenia. Rząd carski zapewniał, że za wszystko zapłaci, a młody gospodarz wierzył jeszcze w zapewnienia władz.
W okolicach Sosnowicy Rosjanie bezlitośnie rozprawili się z właścicielami ziemskimi, a dzieła zniszczenia dokonał PKWN dekretem z 1944 roku całkowicie odbierając im ich majątki.
Tekst: Jarosław Armaciński
fot. Zespół rezydencjalny
fot. Dwór Libiszowskich
fot. Figurka Matki Bożej w Sosnowicy Dwór
fot. Dwór Sosnowskich
fot. Dwór Krassowskich w Pieszowoli
fot. Oficyna Północna dworu Sosnowskich
fot. Zespół rezydencjalny
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.