reklama

Burmistrz przeprasza ofiary pożaru za swoje słowa

Opublikowano:
Autor:

Burmistrz przeprasza ofiary pożaru za swoje słowa - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaParczew: Radny Łukasz Gołąb jest oburzony słowami Pawła Kędrackiego, wypowiedzianymi do mieszkańców budynku komunalnego poszkodowanych w pożarze. Mieszkańcy twierdzą, że traktowani są przez urzędników jak "gorszy sort".

Radny Łukasz Gołąb zarzucił burmistrzowi Pawłowi Kędrackiemu wypowiedzenie niestosownych słów pod adresem mieszkańców budynku.

- Pana postawa, kiedy był pan świadkiem mojej rozmowy z mieszkańcami, kiedy wysiadł pan z auta i powiedział: - "Nie ma co się burzyć, tylko trzeba zarobić sobie na mieszkanie" - nie była tematyczna i niewiele wniosła - powiedział na ostatniej sesji Rady Miejskiej Łukasz Gołąb, kierując te słowa do Pawła Kędrackiego. Burmistrz zaprzeczył, aby takie słowa miały paść z jego ust.

- Słowa, których użyłem, mówiąc, że nikt nikogo nie zmusza by tu mieszkać, nie powinny paść, a były efektem przede wszystkim stresu. Za to przepraszam - wyjaśnia burmistrz w swoim oficjalnym oświadczeniu dotyczącym pożaru.

Elektryk mówił, że będzie kopał prąd

- W poniedziałek był na pierwszym piętrze elektryk z ZUK-u z jakimś pomocnikiem - powiedziała nam mieszkanka tego budynku. - Wyszłam na klatkę i zapytałam: - A co wy tu robicie? A on mówi: - Instalację zmieniamy. Wymontowali z tablicy rozdzielczej liczniki i poukładali je na podłodze. Potem elektryk podłączał to na nowo i sprawdzał, i mówił: Oj, coś mi się kable pomyliły - opowiada kobieta. - W poniedziałek przed pożarem elektryk sprawdzał u mnie prąd w gniazdkach i w końcu powiedział: - Pójdę odłączę, bo panią prąd będzie kopał, jak pani będzie lodówkę otwierać - dodaje inna lokatorka.

Tylko sprawdzał połączenia

W rozmowie z nami mieszkańcy zastanawiali się głośno, czy poniedziałkowa wizyta elektryka mogła mieć związek z wtorkowym pożarem.

Marek Perliński, prezes ZUK wyjaśnił, że aluminiowa instalacja między dwoma klatkami schodowymi była do wymiany, a elektryk był tam, żeby sprawdzić połączenia i określić, ile i jakiego materiału potrzeba. Perliński zapewnił, że elektryk miał stosowne uprawnienia.

Trzy dni bez żadnej reakcji

Łukasz Gołąb twierdzi, że w piątek po południu (trzy dni po pożarze - przyp. red.) rozmawiał z mieszkańcami i okazało się, że ani ZUK, ani gmina nie podjęli żadnych działań.

- Liczyłem na jakieś konkretne informacje, bo wiedziałem, że decyzja administracyjna (z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego - przyp. red.) była u prezesa. Ku mojemu zaskoczeniu usłyszałem, że owszem jest decyzja, ale na razie prądu nie będzie, a prace ruszą najwcześniej w poniedziałek i potrwają dwa tygodnie - opowiada Gołąb.

- Czyli w skrajnym przypadku mieszkańcy byliby bez prądu trzy tygodnie od momentu pożaru. To mnie bardzo zaskoczyło, bo są tam osoby niepełnosprawne i dzieci - dodaje radny.

Radny chciał ciągnąć przedłużacze 

- Decyzja z PINB została wydana bardzo szybko i już w piątek 24 listopada około 14 została doręczona do ZUK-u. Przed wydaniem tej decyzji nie mogliśmy prowadzić żadnych prac - wyjaśnia Marek Perliński. - Decyzja określiła dokładnie zakres prac oraz materiały z jakich ma być wykonana instalacja elektryczna - dodaje prezes.

- Pan Gołąb sugerował, że można to było zrobić przedłużaczami. Oczywiście ktoś, kto nie bierze bezpośredniej odpowiedzialności, może mieć różne pomysły, ale ja sobie nie wyobrażam ciągnięcia przedłużaczami prądu ze szkoły podstawowej i podawania ludziom przedłużaczy, bo stwarza to jeszcze większe zagrożenie. Powiedziałem od razu, że ja tego nie zrobię, bo ja chcę spać we własnym domu i w miarę spokojnie - podsumowuje Perliński.

Interwencja Gołąba nie miała wpływu

W sobotę na miejscu pożaru pojawił się prezes ZUK, burmistrz i elektrycy. Zamontowano w każdym mieszkaniu po jednym gniazdku na okres przejściowy. Marek Perliński twierdzi, że rozmowa telefoniczna z Gołąbem nie miała wpływu na sobotnie prace.

- Musiałem z wykonawcą uzgodnić harmonogram oraz zakres prac i dlatego pan Gołąb rzeczywiście nie uzyskał ode mnie konkretnej odpowiedzi. Nawet wykonawca nie był w stanie określić czy wykona nowy pion elektryczny i główny wyłącznik prądu w sobotę, a to było podstawą podłączenia prądu do mieszkań - tłumaczy Perliński.

Nie pytają, gdzie chcemy gniazdka?

Lokatorzy skarżą się, że nikt nie konsultuje z nimi rozmieszczenia nowych punktów elektrycznych. Wiele rodzin przeprowadziło remonty we własnym zakresie i instalowane przez ZUK gniazdka nie pozwalają podłączyć rozmieszczonego w mieszkaniach sprzętu AGD bez użycia przedłużaczy.

- Według norm, każde pomieszczenie powinno posiadać jeden punkt oświetleniowy i dwa gniazdka. My to robimy zgodnie z przepisami i jest to minimum jakie zostanie zrobione. Jeśli ktoś chce przykładowo jedno gniazdko w kuchni, a trzy w pokoju, to tak to zostanie zrobione. Miejsce zamontowania gniazdek elektrycznych wskazuje użytkownik mieszkania - wyjaśnia Marek Perliński.

Z dachu leje się woda

Mieliśmy okazję zobaczyć, jak z nowo zainstalowanych na suficie płyt gipsowych leje się woda. - Pan Zawistowski przyniósł jakieś pojemniki i wiadra, i podstawił na podłodze, żeby nie przesiąkało niżej - opowiada lokatorka budynku. Dziura w dachu, którą wyrąbali strażacy gaszący pożar, została zabezpieczona zwykłą plandeką. Woda z ostatnich opadów atmosferycznych pokonała to zabezpieczenie i wlewała się do środka budynku. - Najpierw trzeba było naprawić dach, a później kłaść płyty gipsowe - mówią lokatorzy.

Pospieszyli się z remontem 

Prezes ZUK wyjaśnia, że rozpoczęcie prac remontowych wewnątrz budynku, to decyzja wykonawcy i w przypadku konieczności wymiany tych płyt, odbędzie się to na koszt firmy, która to robi.

- Obecnie dach jest zabezpieczony w takim stopniu, na ile to było możliwe do wykonania, a że firma Alan z remontem pomieszczeń weszła przed naprawą dachu i chce wykonać to szybciej niż dach będzie zreperowany, to jest ich sprawa - tłumaczy Marek Perliński.

 

Oficjalny komentarz burmistrza, Pawła Kędrackiego
Pragnę podkreślić, że od początku zdarzenia tj. pożaru byłem obecny na miejscu, rozmawiałem ze strażakami, byłem na pogorzelisku z inspektorem PINB jak również z komendantem Państwowej Pożarnej. Rozmawiałem z mieszkańcami, a szczególności osobami, które bezpośrednio zostały poszkodowane. Wszystkie osoby zostały otoczone opieką ze strony gminy. Niestety konsekwencją pożaru było to, że do czasu otrzymania decyzji z PINB oraz wizyty rzeczoznawcy z firmy ubezpieczeniowej nie mogliśmy podjąć likwidacji szkód, a w szczególności włączyć prąd w całym budynku. Od środy do piątku wszystko zostało ustalone w sprawach pilnego remontu, w piątek ok godz. 14 otrzymaliśmy decyzję z PINB ws dalszych działań. Takie działania tj. wykonanie całkowicie nowego zasilania budynku oraz tymczasowe doprowadzenie napięcia do poszczególnych mieszkań mogliśmy podjąć w sobotę. Tym dniom zarówno mieszkańcom, ale także mi, towarzyszył ogromny stres by naprawić jak najszybciej szkody, by mieszkańcy wrócili do swoich mieszkań. W sobotę rano, będąc na miejscu zdarzenia, usłyszałem krzyk młodego człowieka, który krzyczał, że gmina nic nie robi. Słowa, których użyłem mówiąc - że nikt nikogo nie zmusza by tu mieszkać nie powinny paść, a były efektem przede wszystkim stresu. Za to przepraszam. Wiem też, że zarówno Straż Pożarna, PINB, dyrekcja i pracownicy MOPS zareagowali błyskawicznie i skutecznie. Za to wszystkim służbom dziękuję.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE