27 lipca włodawski sąd uniewinnił Franciszka Czecha, który był oskarżony o kradzież drzewa z lasu w styczniu 2012 roku. W uzasadnieniu wyroku uniewinniającego sąd wskazał, iż nie ma wątpliwości, że oskarżony wyciął drzewa na działce nadleśnictwa i działce innej osoby. Nie ma jednak dostatecznych dowodów, które pozwoliły przypisać oskarżonemu zamiar kradzieży. Sąd podnosił, że od chwili kiedy nadleśnictwo zgłosiło fakt wycinki na policję, Franciszek Czech twierdził, że się pomylił i że był przekonany, iż wycina drzewa na swojej działce. Sąd stanął na stanowisku, że, aby skazać oskarżonego, należałoby wykazać, że wiedział, iż wycina drzewa na cudzych działkach, a tego nie udało się udowodnić.
Wątpliwości na korzyść oskarżonego
Sąd zwrócił uwagę, że Franciszek Czech uzyskał asygnatę i zgłosił zamiar wycinki leśniczemu, zatem dokonał wymaganych formalności. Podkreślił też, że przebieg granic działek w tym lesie jest nieczytelny, a punkty orientacyjne są trudne do uchwycenia. Na przykład droga biegnie niezgodnie z mapą. Zdaniem sądu nie można wykluczyć, że oskarżony był w błędzie. Nie udało się ustalić, aby wcześniej wycinał tam drzewa i nie ma dowodu, że wcześniej wiedział, jak przebiegają granice. Sąd rozstrzygnął wszystkie wątpliwości na korzyść oskarżonego i w konsekwencji uniewinnił Franciszka Czecha.
Oskarżony podziękował biegłemu
Franciszek Czech od początku upierał się przy swoim. Biegła sądowa, geodetka Ewa Ostrowska, wykonywała pomiary w terenie, zakwestionowała je i zażądała powołania innego biegłego. Sąd się na to zgodził. Kolejny biegły mierzył działki w obecności sądu, który osobiście obserwował tę czynność w lesie. Kiedy okazało się, że według opinii biegłego Franciszek Czech wyciął drzewa na sąsiednich działkach, a mapa, którą się posługiwał była nieprecyzyjna, to oskarżony podziękował biegłemu. Franciszek Czech powiedział w sądzie: - Dziękuję. Teraz wiem, na czym stoję.
Nadleśnictwo zabrało swoje drzewo
Sąd był ciekawy, co stało się z wyciętymi drzewami. - Nie wziąłem z lasu ani jednego drzewa i nie wiem, co się z nim stało - wyjaśniał oskarżony. - Drewno, które ściąłem na działce nadleśnictwa, nadleśnictwo odzyskało - dodał Franciszek Czech. Czech zadeklarował, że dogada się z sąsiadem i naprawi mu szkodę za wycięcie drzew na jego działce.
Nie można ukraść swojej rzeczy
Przed wydaniem wyroku Franciszek Czech odczytał przed sądem oświadczenie, z którego wynikało, że nie mógł popełnić przestępstwa kradzieży, bo ukraść można tylko umyślnie, czyli zabrać w celu przywłaszczenia rzecz, o której się wie, że jest cudza, że należy do kogoś innego. - Ja wyciąłem drzewa w głębokim przekonaniu, że rosną na mojej działce. W tych okolicznościach nie można mówić zatem o kradzieży - argumentował Czech.
Włodawska prokuratura wystąpiła o uzasadnienie wyroku na piśmie i po zapoznaniu się z argumentami sądu zdecyduje, czy wnieść apelację.