reklama

Głośny wypadek, a sędzia wyprasza dziennikarza

Opublikowano:
Autor:

Głośny wypadek, a sędzia wyprasza dziennikarza - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaSprawa wypadku na ul. Harcerskiej w Parczewie, który próbowano potraktować jako kolizję, od początku budziła kontrowersje. 10 bm. sędzia kazała "Wspólnocie" opuścić salę rozpraw. Temat budzi zainteresowanie m.in. dlatego, że oskarżony pochodzi ze znanej rodziny prawniczej.

We wtorek, 10 października w Sądzie Rejonowym w Radzyniu ruszył proces , w którym Grzegorz P. z Parczewa oskarżony jest o spowodowanie wypadku drogowego. Tygodnik "Wspólnota Parczewska" pisał o tej sprawie na etapie postępowania przygotowawczego, bowiem początkowo policja zakwalifikowała to zdarzenie drogowe jako kolizję, a po kilku godzinach okazało się, że pokrzywdzony odniósł bardzo poważne obrażenia ciała (złamanie kręgosłupa).

Zaskoczony dziennikarz świadkiem

Redakcja ma w zwyczaju, w miarę możliwości, relacjonować kolejne etapy rozpoczętych tematów. W tym przypadku sędzia Barbara Nieścioruk z radzyńskiego sądu nam to uniemożliwiła.

Andrzej Dejneka, nasz redakcyjny kolega, pojechał do sądu na wyznaczony termin pierwszej rozprawy i wszedł na salę razem ze świadkami, oskarżonym i adwokatami. Sędzia Barbara Nieścioruk odczytała listę wezwanych świadków i odebrała od nich dane osobowe. Dejneka przedstawił się i okazał legitymację prasową sądowi. Wówczas adwokat Grzegorz Szczygielski - obrońca oskarżonego - powiedział, że redaktor pisał na temat tego zdarzenia i chce, aby sąd przesłuchał go w charakterze świadka, na okoliczność informacji jakie uzyskał pisząc o tym zdarzeniu. Dejneka odparł, że informacje jakie posiada pochodzą z policji i prokuratury.

Sędzia kazała opuścić salę rozpraw

Wspólnota współpracuje z rzecznikiem prasowym policji i na podstawie przekazywanych przez niego informacji powstają czasem materiały prasowe. - Sąd zapytał, czy mecenas będzie składał wniosek o przesłuchanie redaktora i mecenas Grzegorz Szczygielski stanowczo powiedział. Sędzia Barbara Nieścioruk kazała mi opuścić salę - relacjonuje Andrzej Dejneka. - Wtedy obrońca oskarżonego zaproponował, żebym to ja był przesłuchany w pierwszej kolejności i będę mógł pozostać na sali, ale sędzia Barbara Nieścioruk nie uwzględniła tej propozycji - opowiada nasz kolega redakcyjny.

Dejneka wyszedł z sali, a sąd zaczął kolejno wzywać świadków i po przesłuchaniu ich przerwał rozprawę. Z sali wyszedł prokurator, który na pytanie redaktora, czy będzie on świadkiem w tej sprawie odpowiedział, że sąd nie podjął takiej decyzji.

Niejawna, jawna rozprawa  

Zapytaliśmy rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Lublinie, w oparciu o jaką podstawę prawną sędzia Barbara Nieścioruk nakazała opuścić salę rozpraw dziennikarzowi Wspólnoty, ponieważ de facto pozbawiła media możliwości relacjonowania jawnego procesu.

Czy były inne możliwości postępowania prowadzonego przez sąd, które takiego prawa by nie pozbawiły? Należy dodać, że to jak jest prowadzona sprawa budzi wyjątkowe zainteresowanie opinii publicznej, m.in. przez fakt, że oskarżony pochodzi z rodziny prawniczej. Ponieważ nie mogliśmy uczestniczyć w pierwszej rozprawie poprosiliśmy rzecznika o informacje:

- czy rzeczywiście wniosek o przesłuchanie dziennikarza został złożony i jak został rozpoznany?

- czy oskarżony przyznał się do zarzucanego przestępstwa?

- jakie wyjaśnienia złożył?

Czekamy na odpowiedź.

Nie było to moim zamiarem

Zapytaliśmy też Grzegorza Szczygielskiego, obrońcę oskarżonego o spowodowanie wypadku Grzegorza P., dlaczego na początku rozprawy zapowiedział, że złoży wniosek o przesłuchanie dziennikarza jako świadka, ale tego nie zrobił, co w powiązaniu z decyzją sądu de facto pozbawiło opinie publiczną relacji z procesu.

- W toku przesłuchań świadków okazały się takie okoliczności, że pana przesłuchanie okazało się mniej konieczne niż uprzednio zakładałem. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu, żeby media obserwowały ten proces - powiedział nam w rozmowie telefonicznej obrońca oskarżonego, adwokat Grzegorz Szczygielski. Mecenas zgodził się z naszą sugestią, że sąd mógł rozpatrzeć wniosek o powołanie dziennikarza na świadka w chwili, kiedy został zapowiedziany i przesłuchać go w pierwszej kolejności, a wtedy redaktor mógłby już pozostać na sali i obserwować przebieg procesu. - Jedyne co mogę powiedzieć, to przykro mi, że to tak wyszło. Nie było to moim zamiarem - dodał na zakończenie rozmowy mecenas Szczygielski.

Miał odpowiadać za kolizję 

Policja informowała na swojej stronie internetowej, że 31 marca w Parczewie przy ul. Harcerskiej kierujący mazdą stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w przydrożne drzewo. Badanie alkomatem wykazało u kierującego ponad 1,5 promila alkoholu w organizmie. Kierowca podróżował z dwoma nietrzeźwymi pasażerami. "Kierujący 49-latek stracił prawo jazdy. Odpowie też za spowodowanie kolizji oraz za kierowanie w stanie nietrzeźwości. Za to przestępstwo grozi mu do 2 lat pozbawienia wolności" - brzmiał komunikat przesłany do redakcji. Po wykonaniu czynności policjanci zwolnili kierowcę mazdy do domu.

Pasażer w ciężkim stanie

Dwa dni po ukazaniu się gazety w sprzedaży dostaliśmy sygnał, że historia kolizji, jaką podała parczewska policja, wygląda zupełnie inaczej. Okazało się bowiem, że jeden z pasażerów mazdy doznał w tym zdarzeniu drogowym poważnych obrażeń ciała i przebywa w szpitalu w Lublinie. Z naszych informacji wynika, że 42-latek ma złamany kręgosłup, a jego stan do dziś jest ciężki. Wynika z tego, że zdarzenie drogowe nie było kolizją, a wypadkiem drogowym.

Lekarz powiedział, że nie ma poważnych obrażeń

Policja kwalifikuje zdarzenia drogowe w oparciu o informacje przechodzące ze szpitala. W tym przypadku lekarz z izby przyjęć przekazał informację, że poszkodowany nie ma poważnych obrażeń ciała. Po kilku godzinach okazało się, że pacjent musi być natychmiast przetransportowany do Lublina, bo jego życiu zagraża niebezpieczeństwo.

Sąd aresztował Grzegorza P.

W niedzielę 9 kwietnia, ponad tydzień po wypadku, parczewska policja zatrzymała Grzegorza P., mieszkańca gminy Parczew, który kierował mazdą 31 marca. W poniedziałek 49-letniego mężczyznę, syna podlaskiego prawnika, doprowadzono do radzyńskiego sądu. Na wniosek parczewskiej prokuratury sąd aresztował Grzegorza P. na 3 miesiące. Policja zabezpieczyła samochód, którym jechali mężczyźni. Śledztwo w tej sprawie jest w toku. Po 3 miesiącach Grzegorz P. opuścił areszt i staje przed sądem z tak zwanej wolnej stopy. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE