Parczewscy śledczy prowadzą dochodzenie w sprawie ujawnienia tajemnicy bankowej przez pracownicę Banku Spółdzielczego w Podedwórzu. Pokrzywdzeni twierdzą, że z banku wyciekły informacje o ich zadłużeniach i ilości pieniędzy na kontach.
- Pojechałem do znajomego kupić dwa cielaki, a on powiedział, że mi nie sprzeda, bo przecież ja nie mam pieniędzy i że jeden kredyt drugim spłacam - opowiada mieszkaniec wsi Antopol w gminie Podedwórze w powiecie parczewskim.
Mówił, ile mają na koncie
- Zapytałem go, co on opowiada i skąd ma takie informacje, a on na to, że wie dużo więcej. Atmosfera zrobiła się nerwowa i ja go zapytałem, co wie? Wtedy on zaczął wymieniać nazwiska znanych mi osób z gminy Podedwórze. Mówił o tym ile pieniędzy mają na koncie i jakie mają kredyty. Powiedział, że te informacje pochodzą od pracownicy banku Spółdzielczego w Podedworzu - relacjonuje w rozmowie ze Wspólnotą zdenerwowany mężczyzna, który nie chce ujawniać swojego nazwiska.
Złożyli skargę w banku
Rolnik jest bardzo zdenerwowany tą sytuacją, ale kontynuuje opowieść.
- Ta rozmowa była 24 stycznia około 10:00. Zadzwoniłem do jednej z osób, o których mówił ten mój znajomy. Powiedziałem przez telefon, co usłyszałem, a mój rozmówca bardzo się zdenerwował. Wiem, że pojechał do siedziby banku w Wisznicach i złożył skargę na piśmie. Ja zrobiłem to samo. W banku byłem około 12 - opowiada mężczyzna.
To dyskredytacja człowieka
- To jest małe środowisko i sprawa się rozwinęła. Ludzie plotkują, że ja mam kredyty i że nie mam pieniędzy. To jest niedopuszczalne, to dyskredytacja człowieka - dodaje.
- Mój znajomy się bardzo zdenerwował, bo miał na koncie duże pieniądze i powiedział, że jakby bandyci się dowiedzieli, to mogliby mu dziecko porwać dla okupu - twierdzi nasz rozmówca.
Siedem osób przesłuchanych
Z naszych informacji wynika, że kiedy po interwencji poszkodowanych w wisznickim banku o sprawie zaczęło się głośno mówić, ktoś złożył zawiadomienie w parczewskiej prokuraturze. Dwa dni później do prokuratury wpłynęło zawiadomienie z banku.
- Postępowanie jest na etapie wstępnym. Obecnie prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko osobie - mówi Urszula Szymańska, szefowa parczewskiej prokuratury.
Wiemy, że śledczy przesłuchali dotychczas siedem osób, które twierdzą, że zostały poszkodowane.
Lepiej się tym nie zajmować
Zapytaliśmy Zbysława Gabrylewicza, prezesa Banku Spółdzielczego w Wisznicach, czy kobieta, na którą wskazują poszkodowani, nadal pracuje w banku i ma dostęp do informacji o rachunkach klientów? Prezes odparł, że została odsunięta od tych informacji. Nalegał byśmy nie pisali o sprawie, dla dobra banku, tej pani i tych, którzy to oskarżenie wnieśli.
- Lepiej tym się nie zajmować dopóki nie będzie rozstrzygnięcia sądu, bo nie ma pewności czy ta pani jest winna - powiedział nam Zbysław Gabrylewicz. Prezes dodał, że bank wyda oficjalne stanowisko po zakończeniu postępowania.
Nie chciała rozmawiać
Udało nam się skontaktować z pracownicą, na którą wskazują osoby poszkodowane. Kobieta nie chciała z nami rozmawiać.
Za złamanie obowiązku ochrony danych klienta banku grozi grzywna w wysokości do 100 tys. zł lub kara pozbawienia wolności do lat trzech.
Ponadto naruszenie tajemnicy skutkuje odpowiedzialnością cywilną.
Poszkodowani mogą też ubiegać się o zadośćuczynienie finansowe. I to zarówno za przewinienie banku jako firmy, jak i poszczególnych pracowników, którym powierza wykonywanie czynności bankowych.