Niewielki brzozowy zagajnik wśród pól obsianych żytem i gryką, a w nim 7 uli z martwymi pszczołami. Taki widok zastaliśmy nieopodal Niedźwiady, gdzie prawdopodobnie doszło do otrucia tych pożytecznych owadów. Straty szacowane są na kwotę około 6 tys. zł.
Jestem pszczelarzem od ponad 30 lat i nigdy nic takiego mnie nie spotkało
- mówi Stanisław Chojak z Woli Tulnickiej.
To zbrodnia
Do zdarzenia doszło w ubiegłym tygodniu, najprawdopodobniej w nocy z niedzieli na poniedziałek lub z poniedziałku na wtorek.
Przywiozłem tu pszczoły po uzgodnieniu z właścicielem terenu
- mówi Stanisław Chojak.
Nie rozumiem dlaczego ktoś to zrobił. To zbrodnia! Moja pasieka była w tym miejscu ustawiana od kilku lat. Spotykałem tu wielu życzliwych ludzi. Nikt nigdy nie mówił mi, że pszczoły mogą tu komukolwiek przeszkadzać. Były ustawione z dala od zabudowań, pastwisk i dróg
- dodaje pszczelarz. W jego ocenie pasieka ustawiona w tym miejscu nie mogła nikomu przeszkadzać.
Pszczoły pięknie pracowały
Byłem w niedzielę. Pszczoły pięknie pracowały. Cieszyłem się. Ule stoją w fajnym miejscu i miałem nadzieję, że miód będzie, bo gryka zaczęła nektarować. We wtorek przyjechałem z kolegą i mówię do niego, że nie ma pszczół. Patrzymy, a pszczoły są wytrute
- opowiada Stanisław Chojak.
Na samym początku nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Nie wiedziałem od czego zacząć, co robić?
- dodaje.
Pszczelarz wyklucza upadek owadów z powodu choroby czy pasożytów. Co roku wykonuje badania pszczół. W tym roku badania robił w Instytucie Weterynarii w Lublinie i Szkole Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Pasieka była zdrowa – stwierdza stanowczo Chojak. Właściciel nie ma ubezpieczenia pasieki.
Pasieki stacjonarne ubezpieczyciele ubezpieczają, a wędrownych nie. Za duże ryzyko
- mówi pszczelarz.
Nie zdołały uciec
W ocenie pszczelarza owady nie mogły się zatruć na przykład z powodu oprysków upraw, bo rolnicy robią opryski prawidłowo i zgodnie z zasadami. No i wówczas martwe pszczoły byłyby wokół uli i na polu. Jego zdaniem w tym przypadku pszczoły zostały otrute nocą wewnątrz uli jakimś silnym środkiem chemicznym, bo nie zdołały uciec na zewnątrz. Wszystkie zostały w ulach. Trucizna musiał być podana otworem wlotowym do ula.
Gdyby ktoś otwierał pokrywy i chciał otruć pszczoły to one by zaatakowały i sprawca musiałby uciekać po pierwszej próbie, a uli jest tu 7
- wyjaśnia Stanisław Chojak.
Z bezpośrednią pomocą po zdarzeniu przyszli koledzy pszczelarze. Dzięki im wszystkim za życzliwe słowa, wsparcie oraz pomoc w zabezpieczaniu i utylizacji wytrutych pszczół. Mam informację od dyrektora biura, że również Wojewódzki Związek Pszczelarzy w Lublinie czyni starania mające na celu wykrycie sprawcy
- poinformował nas Stanisław Chojak.
Niesnaski między pszczelarzami
We wtorek (29 czerwca) około 11:00 na miejscu zdarzenia pojawili się policjanci. Po wysłuchaniu wyjaśnieni właściciela pasieki i obejrzeniu miejsca oświadczyli, że odnotują to zgłoszenie jako interwencję. Doradzili pszczelarzowi, żeby na własny koszt zlecił badania, czy pszczoły zostały otrute i jakim środkiem i żeby złożył na piśmie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, jak będzie miał wyniki badań. Takie badania kosztują około 1,5 tys. zł. Policjanci przyznali, że w okolicach Górki Lubartowskiej dochodzi do konfliktów i niesnasek między pszczelarzami. Policjanci deklarowali, że rozpytają okolicznych pszczelarzy na tę okoliczność oraz że będą w miarę możliwości obserwować miejsca, w których stoją wędrowne pasieki.
Mirosław Kasperczuk, pszczelarz z Parczewa - w czasach średniowiecznych bartnicy mieli swój sąd koleżeński, który chronił ich pracę i pszczoły. Za zniszczenie barci groziła nawet kara śmierci. Jeszcze 150 lat temu pszczoły były cenione przez ludzi i otaczane szczególną opieką i troską. Z zabicia choćby jednej pszczoły trzeba się było spowiadać. To był grzech ciężki. Nie tak dawno, za poprzedniego systemu, obowiązywało prawo, na podstawie którego prokuratura wszczynała z urzędu śledztwo w przypadku wytrucia pasieki. Teraz pszczelarz jest pozostawiony sam sobie, choć w przypadku wytrucia pasieki traci swoje miejsce pracy. Traci też przyroda. Żeby pszczelarstwo się rozwijało, a ludzie cieszyli naturalnym miodem, potrzebna jest koalicja życzliwości obywateli, mediów i organów państwa, a tego dziś nie ma. Śmierć pszczół to ogromna strata nie tylko dla pszczelarza, ale też dla okolicznych rolników. Niezapylone rośliny owadopylne przynoszą znacznie mniejsze plony. Unijni eksperci podają, że praca jednej rodziny pszczelej w ciągu sezonu została wyceniona na ponad 1000 euro.