W związku z ogłoszeniem żółtej strefy ochronnej przed ASF, rolnicy z gminy Jabłoń - zrzeszeni w grupach producentów rolnych - chcą pomóc rządowi w walce z afrykańskim pomorem świń. Chcą dać środki, wynająć ekspertów czy zapłacić za likwidację populacji dzików.
Chcemy pomóc
- My chcemy być może być pierwszym powiatem w Polsce, który okaże chęć współpracy z władzami - deklaruje Emil Sobiecki, mieszkający w Dawidach gm. Jabłoń, prezes zarządu PROPIG sp. z o.o., jednej z grup producenckich trzody chlewnej.
- Chcemy wspólnie z innymi rolnikami zakupić chłodnię dla koła łowieckiego, żeby mogło prowadzić odstrzał dzików, aby ten problem zniknął - dodaje.
Problem jest znany
- Musimy zwrócić uwagę na czynnik rozprzestrzeniający wirusa - mówi Emil Sobiecki. Tym czynnikiem są dziki, tylko i wyłącznie dziki - dodaje.
Choroba dostaje się do gospodarstwa poprzez chore dziki i tylko ich wyeliminowanie może rozwiązać problem.
Inspekcja Weterynaryjna została zobligowana do ograniczenia populacji dzików do 0,1 dzika na kilometr kwadratowy. Czyli Gmina Jabłoń powinna mieć nie więcej niż w sumie 11 dzików.
- Ja na swojej działce widziałem watahę 16 sztuk - mówi Sylwester Dzyr.
Liczby się nie zgadzają
Zarówno Emil Sobiecki, jak i Sylwester Dzyr - prezes zarządu Spółdzielni Producentów Trzody Chlewnej Bekon Plus z siedzibą w Gęsi w gm. Jabłoń - stanowczo deklarują i apelują do samorządu, ale przede wszystkim do rządu, żeby wspólnie rozwiązać ten problem.
Potrzebni eksperci
Rolnicy z gminy Jabłoń są gotowi wyłożyć pieniądze, by zatrudnić niezależnych ekspertów, którzy prawidłowo oszacują populację dzików, gdyż - jak twierdzą - jest ona zatrważająca.
Oszacowanie prawdziwej liczby dzików na danym terenie da możliwość prawidłowej ilości odstrzałów i co za tym idzie likwidacji potencjalnego ogniska rozprzestrzeniania się ASF.
ASF u nas za dwa miesiące
Jeśli rząd nic nie zrobi w temacie ograniczenia populacji dzików, to ASF dotrze do powiatu parczewskiego w przeciągu dwóch miesięcy, bowiem ogniska choroby dotarły już w okolice Łomaz. Choroba przenosi się w tempie ok. 20 km na miesiąc, wiec obawy rolników zaczynają przybierać realne kształty.
- Może problem polega na tym, że dziki są własnością Skarbu Państwa a świnie rolników. Powstaje pytanie czy Skarb Państwa zechce swoją własność zlikwidować - pyta retorycznie rolnik z Dawid.
- Jeżeli my tego nie zatrzymamy, to pójdzie to wszystko na zachód - przekonuje.
- W tym tygodniu znaleziono 14 dzików z ASF, w tym 11 w powiecie bialskim, a więc blisko nas - zaznacza Sylwester Dzyr.
Zakłady nie kupują świń z żółtej strefy
- Problemem jest to, że większość zakładów z terenu Polski nie kupuje świń ze strefy żółtej - podkreśla Sylwester Dzyr. Czyli jest to bardzo mocne ograniczenie możliwości sprzedaży wyprodukowanych na naszym terenie świń.
- W momencie zwiększenia podaży tuczników myślę, że będziemy mieli problem z ich zbytem, ale wiadomo...cena czyni cuda - dodaje prezes Dzyr.
Duże koszty ochrony
Jak podkreśla Sylwester Dzyr, żółta strefa ochronna to dodatkowy kłopot i konieczność zachowania odpowiednich środków ochrony. Ochrona stada przed chorobą jest dość kosztowna. Koszt samej maty dochodzi do 3 tys. zł, utrzymanie jej to nawet ok. 500 zł na miesiąc. Dochodzą do tego jeszcze koszty ogrodzenia oraz wiele innych.
Banki patrzą nieprzychylnie
Problem z ASF i ustanowieniem żółtej strefy to także problemy w bankach. Jak mówią rolnicy, akcja kredytowa jest znacznie utrudniona, bo banki boją się ryzyka, że w przypadku pogłębienia się problemu rolnicy stracą pogłowie trzody i nie będą w stanie spłacać kredytów.
ASF zabije nasze gospodarstwa
Jeżeli wirus trafiłby do rolników z gminy Jabłoń, z którymi rozmawialiśmy, oznaczałoby to koniec ich hodowli i bankructwo. Poza tym rząd musiałby wydać potężne pieniądze na utylizację ubitych świń. A licząc kilkadziesiąt takich gospodarstw w samej gminie Jabłoń, środki można by było liczyć w milionach.
- W samej naszej grupie producenckiej w jedenastu produkujemy 10 tys. sztuk tucznika w ciągu roku - podkreśla Emil Sobiecki.
- W Gęsi obecnie jest utrzymywanych ok 15 tys.szt. świń a roczna produkcja to ok dwa razy więcej sztuk świń - informuje Sylwester Dzyr.
Czerwona strefa dotknie wszystkich
Jak zauważa Sylwester Dzyr, gdyby ogłoszono u nas czerwoną strefę, to zgodnie z nowymi przepisami, które wejdą w najbliższych dniach, wszyscy rolnicy na danym terenie będą mieli problem.
- Każdy, kto ma nawet dwa czy trzy hektary i uprawia zboże też będzie miał problem, ponieważ możliwości jego zbytu będą ograniczone - przewiduje hodowca z Gęsi
- Po zbiorze przez trzydzieści dni nie będzie można tym zbożem karmić trzody chlewnej - dodaje.
Zabraknie wtedy na opłaty, raty, na zakup paszy czy na normalne, codzienne życie.
Bioasekuracja szansą na odszkodowania
W przypadku wystąpienia najgorszego, czyli konieczności wybicia, utylizacji stada i starania się przez to o odszkodowania od Skarbu Państwa, ważna jest świadomość rolników odnośnie bioasekuracji.
- Ci, co chcą trzymać te świnie, powinni naprawdę przyłożyć się do zasad ochrony gospodarstw przed wniknięciem wirusa - podkreśla Sławomir Dzyr.
Według niego, nawet najmniejszy rolnik powinien mieć świadomość i stosować się do zaleceń ochronnych, gdyż nieodpowiedzialne zachowanie jednego z rolników, może zrobić ogromna krzywdę innym rolnikom.
Poza tym, stosowanie odpowiednich zasad ochrony gospodarstw umożliwia w najgorszym przypadku uzyskanie odszkodowań za wybitą trzodę chlewną.
Czesi rozwiązali problem w tydzień
Jak opowiada Emil Sobiecki, w zeszłym tygodniu znaleziono pierwszy przypadek zarażonego dzika w Czechach, w tym tygodniu już zarażonych było kilkanaście sztuk. Czesi bardzo szybko podjęli decyzję o likwidacji dzików.
- A u nas problem jest od trzech lat i nie można go rozwiązać - podsumowuje.