reklama

Rolnicy z Jabłonia chcą zatrzymać ASF

Opublikowano:
Autor:

Rolnicy z Jabłonia chcą zatrzymać ASF - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaGmina Jabłoń: Rolnicy z gminy Jabłoń wyciągają rękę do rządu. Chcą pomóc służbom rządowym zatrzymać wirusa ASF przed rozprzestrzenieniem się na zachód kraju.

W związku z ogłoszeniem żółtej strefy ochronnej przed ASF, rolnicy z gminy Jabłoń - zrzeszeni w grupach producentów rolnych - chcą pomóc rządowi w walce z afrykańskim pomorem świń. Chcą dać środki, wynająć ekspertów czy zapłacić za likwidację populacji dzików. 

Chcemy pomóc  

- My chcemy być może być pierwszym powiatem w Polsce, który okaże chęć współpracy z władzami - deklaruje Emil Sobiecki, mieszkający w Dawidach gm. Jabłoń, prezes zarządu PROPIG sp. z o.o., jednej z grup producenckich trzody chlewnej.

- Chcemy wspólnie z innymi rolnikami zakupić chłodnię dla koła łowieckiego, żeby mogło prowadzić odstrzał dzików, aby ten problem zniknął - dodaje.

Problem jest znany 

- Musimy zwrócić uwagę na czynnik rozprzestrzeniający wirusa - mówi Emil Sobiecki. Tym czynnikiem są dziki, tylko i wyłącznie dziki - dodaje.

Choroba dostaje się do gospodarstwa poprzez chore dziki i tylko ich wyeliminowanie może rozwiązać problem. 

Inspekcja Weterynaryjna została zobligowana do ograniczenia populacji dzików do 0,1 dzika na kilometr kwadratowy. Czyli Gmina Jabłoń powinna mieć nie więcej niż w sumie 11 dzików. 

- Ja na swojej działce widziałem watahę 16 sztuk - mówi Sylwester Dzyr. 

Liczby się nie zgadzają

Zarówno Emil Sobiecki, jak i Sylwester Dzyr - prezes zarządu Spółdzielni Producentów Trzody Chlewnej Bekon Plus z siedzibą w Gęsi w gm. Jabłoń - stanowczo deklarują i apelują do samorządu, ale przede wszystkim do rządu, żeby wspólnie rozwiązać ten problem.

Problem jest w tym, że Inspekcja Weterynaryjna ma nieprecyzyjne dane, na podstawie których decydują, ile dzików mają wybić na danym terenie na podstawie szacunków myśliwych. 
Według naszych rozmówców, populacja dzików zadeklarowanych oficjalnie przez koła łowieckie jest kilkakrotnie mniejsza niż jest w rzeczywistości. 

Potrzebni eksperci

Rolnicy z gminy Jabłoń są gotowi wyłożyć pieniądze, by zatrudnić niezależnych ekspertów, którzy prawidłowo oszacują populację dzików, gdyż - jak twierdzą - jest ona zatrważająca. 

Oszacowanie prawdziwej liczby dzików na danym terenie da możliwość prawidłowej ilości odstrzałów i co za tym idzie likwidacji potencjalnego ogniska rozprzestrzeniania się ASF. 

ASF u nas za dwa miesiące

Jeśli rząd nic nie zrobi w temacie ograniczenia populacji dzików, to ASF dotrze do powiatu parczewskiego w przeciągu dwóch miesięcy, bowiem ogniska choroby dotarły już w okolice Łomaz. Choroba przenosi się w tempie ok. 20 km na miesiąc, wiec obawy rolników zaczynają przybierać realne kształty.    

- Może problem polega na tym, że dziki są własnością Skarbu Państwa a świnie rolników. Powstaje pytanie czy Skarb Państwa zechce swoją własność zlikwidować - pyta retorycznie rolnik z Dawid. 

-  Jeżeli my tego nie zatrzymamy, to pójdzie to wszystko na zachód - przekonuje. 

- W tym tygodniu znaleziono 14 dzików z ASF, w tym 11 w powiecie bialskim, a więc blisko nas - zaznacza Sylwester Dzyr. 

Zakłady nie kupują świń z żółtej strefy 

- Problemem jest to, że większość zakładów z terenu Polski nie kupuje świń ze strefy żółtej - podkreśla Sylwester Dzyr. Czyli jest to bardzo mocne ograniczenie możliwości sprzedaży wyprodukowanych na naszym terenie świń. 

 - W momencie zwiększenia podaży tuczników myślę, że będziemy mieli problem z ich zbytem, ale wiadomo...cena czyni cuda - dodaje prezes Dzyr. 

Duże koszty ochrony

Jak podkreśla Sylwester Dzyr, żółta strefa ochronna to dodatkowy kłopot i konieczność zachowania odpowiednich  środków ochrony. Ochrona stada przed chorobą jest dość kosztowna. Koszt samej maty dochodzi do 3 tys. zł, utrzymanie jej to nawet ok. 500 zł na miesiąc. Dochodzą do tego jeszcze koszty ogrodzenia oraz wiele innych. 

Banki patrzą nieprzychylnie 

Problem z ASF i ustanowieniem żółtej strefy to także problemy w bankach. Jak mówią rolnicy, akcja kredytowa jest znacznie utrudniona, bo banki boją się ryzyka, że w przypadku pogłębienia się problemu rolnicy stracą pogłowie trzody i nie będą w stanie spłacać kredytów. 

ASF zabije nasze gospodarstwa 

Jeżeli wirus trafiłby do rolników z gminy Jabłoń, z którymi rozmawialiśmy, oznaczałoby to koniec ich hodowli i bankructwo. Poza tym rząd musiałby wydać potężne pieniądze na utylizację ubitych świń. A licząc kilkadziesiąt takich gospodarstw w samej gminie Jabłoń, środki można by było liczyć w milionach.

- W samej naszej grupie producenckiej w jedenastu produkujemy 10 tys. sztuk tucznika w ciągu roku - podkreśla Emil Sobiecki. 

-  W Gęsi obecnie jest utrzymywanych ok 15 tys.szt. świń a roczna produkcja to ok dwa razy więcej sztuk świń - informuje Sylwester Dzyr.

Czerwona strefa dotknie wszystkich 

Jak zauważa Sylwester Dzyr, gdyby ogłoszono u nas czerwoną strefę, to zgodnie z nowymi przepisami, które wejdą w najbliższych dniach, wszyscy rolnicy na danym terenie będą mieli problem. 

-  Każdy, kto ma nawet dwa czy trzy hektary i uprawia zboże też będzie miał problem,  ponieważ możliwości jego zbytu będą ograniczone - przewiduje hodowca z Gęsi

- Po zbiorze przez trzydzieści dni nie będzie można tym zbożem karmić trzody chlewnej  - dodaje. 

Zabraknie wtedy na opłaty, raty, na zakup paszy czy na normalne, codzienne życie. 

Bioasekuracja szansą na odszkodowania 

W przypadku wystąpienia najgorszego, czyli konieczności wybicia, utylizacji stada i starania się przez to o odszkodowania od Skarbu Państwa, ważna jest świadomość rolników odnośnie bioasekuracji. 

- Ci, co chcą trzymać te świnie, powinni naprawdę przyłożyć się do zasad ochrony gospodarstw przed wniknięciem wirusa - podkreśla Sławomir Dzyr. 

Według niego, nawet najmniejszy rolnik powinien mieć świadomość i stosować się do zaleceń ochronnych, gdyż nieodpowiedzialne zachowanie jednego z rolników, może zrobić ogromna krzywdę innym rolnikom. 

Poza tym, stosowanie odpowiednich zasad ochrony gospodarstw umożliwia w najgorszym przypadku uzyskanie odszkodowań za wybitą trzodę chlewną.  

Czesi rozwiązali problem w tydzień 

Jak opowiada Emil Sobiecki, w zeszłym tygodniu znaleziono pierwszy przypadek zarażonego dzika w Czechach, w tym tygodniu już zarażonych było kilkanaście sztuk. Czesi bardzo szybko podjęli decyzję o likwidacji dzików. 

- A u nas problem jest od trzech lat i nie można go rozwiązać - podsumowuje. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE