O akcji lubelskich obrońców praw zwierząt w Lasach Parczewskich pisaliśmy dwa tygodnie temu. Grupa "Lublin Przeciwko Myśliwym" uniemożliwiła przeprowadzenie polowania myśliwym Koła Łowieckiego nr 2 "Leśnik". Artykuł wywołał poruszenie i ożywioną dyskusję wśród hodowców trzody chlewnej z gminy Jabłoń. Hodowcy upatrują w blokadach polowań zagrożenie, bowiem zależy im na intensywnym odstrzale dzików, które roznoszą wirusa ASF.
Co my jako chłopi możemy zrobić?
W piątek 15 grudnia delegacja rolników z gminy Jabłoń przyjechała do Parczewa, żeby dostać od urzędników informację, czy służby państwowe są w stanie wyegzekwować przepisy nakazujące odstrzał sanitarny dzików i jak hodowcy świń mogą w tym pomóc?
- Co my jako chłopi możemy zrobić, żeby myśliwi mogli zredukować populację dzików do 0,1 sztuki na kilometr kwadratowy, podczas gdy jakieś osoby bezkarnie blokują polowania? - pytał Krzysztof Gomółka podczas wizyty u Anny Gołackiej, powiatowego lekarza weterynarii.
Porozumienie Inspekcji i Policji
- Główny Lekarz Weterynarii zawarł porozumienie z Głównym Komendantem Policji i porozumienie to mówi, że koła łowieckie, które planują polowania zbiorowe mają informować o tym Powiatowego Lekarza Weterynarii, a lekarz ma przekazywać tę informację policji. Jedno takie pismo od koła już dostałam i przekazałam policji i zakładam, że jest to po to, aby policja, w razie blokady polowania, była gotowa interweniować - wyjaśniała rolnikom Anna Gołacka.
Zderzenie dwóch światów
- U nas ludzie mają duże chlewnie, każą nam grodzić gospodarstwa, a dzik biega za stodołą - odpowiadał Krzysztof Gomółka.
- Dla mnie to jest zderzenie dwóch różnych światów. Pan mówi, że dzik biega za stodołą, a ja dziś rozmawiałam z myśliwym z jednego z kół, który powiedział mi: Jeżeli pani wyda rozporządzenie z kolejnym zwiększeniem odstrzału sanitarnego, to równie dobrze mogłaby pani wydać rozporządzenie z nakazem strzelania do smoków, bo dzików nie ma - relacjonowała rozmowę z myśliwym Anna Gołacka.
Teraz etyka myśliwska nie obowiązuje
- Co pan może zrobić jako dzierżawca terenów łowieckich, żeby myśliwi mogli polować i nikt im nie przeszkadzał? - pytał w gabinecie starosty Jerzego Maślucha Krzysztof Gomółka. - Starosta nie ma żadnych kompetencji w tym zakresie - odpowiedział Jerzy Maśluch. Obecny na spotkaniu łowczy Bernard Kowalczuk potwierdził słowa starosty i dodał, że w takiej sytuacji osoba prowadząca polowanie musi je natychmiast przerwać ze względów bezpieczeństwa. - Lepiej niech żyje 20 dzików, jak ma zginąć jeden człowiek - przekonywał Bernard Kowalczuk. Teraz, kiedy prowadzona jest walka z ASF, etyka myśliwska nie obowiązuje. Nikt nie patrzy czy to locha, czy prosię. Myśliwi strzelają do wszystkich dzików - dodał Kowalczuk.
Policjant może rozmawiać tylko z jedną osobą
Na komendzie policji dyżurny powiedział rolnikom, że spotkanie z komendantem nie będzie możliwe. Zawołał Adama Grzywaczewskiego, zastępcę naczelnika wydziału prewencji i ruchu drogowego. Grzywaczewski nie chciał rozmawiać z trzyosobową delegacją rolników. Powiedział, że może rozmawiać tylko z jedną osobą, po czym zniknął z Krzysztofem Gomółką za drzwiami z elektronicznym zamkiem na kartę.
Do lasu może wejść każdy
- Policja nic nie może zrobić - powiedział kolegom Gomółka, po rozmowie z Grzywaczewskim. - Policjant powiedział mi, że do lasu może wejść każdy i oni nie mogą go usunąć, ale w razie czego, na interwencję przyjadą od razu - relacjonował rozmowę Krzysztof Gomółka. Jednocześnie Grzywaczewski miał go zapewniać, że przeciwko osobom blokującym polowanie 3 grudnia w Lasach Parczewskich sporządzono wnioski o ukaranie do sądu.
Artur Łopacki, rzecznik prasowy parczewskiej policji nie potwierdził tej informacji. - Osoby blokujące myśliwych zostały wylegitymowane i pouczone - powiedział nam rzecznik Policji.