Chodzi o sprawę wycieku danych o leczeniu pacjentki parczewskiego szpitala. Kobieta była w konflikcie z ojcem dziecka, którego się spodziewała. Mężczyzna był pracownikiem szpitala (nie lekarzem) i nielegalnie przeglądał informacje o jej wizytach u specjalistów w czasie ciąży. Potem miał grozić jej nieprzyjemnymi konsekwencjami, chciał rozpowiedzieć, że jest wariatką i wymyśliła ciążę. Kobieta poroniła. Zgłosiła dyrekcji szpitala, że doszło do wycieku danych. Poszła też na policję, ale tam po pewnym czasie odmówiono wszczęcia dochodzenia. Najpierw odmówiono wszczęcia dochodzenia w sprawie gróźb karalnych i nielegalnego przetwarzania danych, po czym sąd nakazał prokuraturze zbadać sprawę. Następnie postępowanie w parczewskiej Prokuraturze Rejonowej zostało umorzone z powodu braku znamion czynu zabronionego. Mówiąc inaczej, w ocenie prokuratora nie doszło do przestępstwa.
Pracownik sam się zwolnił
Pacjentka nie zgadza się z decyzją i ponownie złożyła zażalenie. Zwróciła się wcześniej do Rzecznika Praw Pacjenta oraz Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Oba urzędy sprawę przemieliły zgodnie z procedurami i rozeszło się po kościach. Nic z tego nie wynikło.
- Dyrekcja szpitala jeszcze przed wydaniem przez Rzecznika decyzji o naruszeniu praw pacjenta wdrożyła plan naprawczy, żeby takie zdarzenia nie miały już miejsca, poinformowała o całym zdarzeniu zarówno Urząd Ochrony Danych Osobowych, jak i prokuraturę, dlatego odstąpiliśmy od wydania zaleceń - informuje Bartłomiej Chmielowiec.
Jak sprawa wygląda obecnie? Pracownik, który przeglądał kartę leczenia w bazie szpitala, sam się zwolnił. Lekarka, przez której konto wszedł do systemu, powiedziała w prokuraturze, że o niczym nie wiedziała i nie poniosła konsekwencji. - Nikt nie poniósł konsekwencji, bo ten pan nie dostał dyscyplinarki, umowę rozwiązano za porozumieniem stron. Będę walczyć dalej, bo wystarczyło, że zajrzał do mojej karty, nie mając do tego uprawnień, nie musiał tego dalej rozgłaszać. Tyle się teraz mówi o ochronie danych i konsekwencjach, o RODO, a jak przychodzi co do czego, to wszyscy rozkładają ręce - skarży się pacjentka.
Szpital wprowadził nowe zabezpieczenia
Za złamanie ustawy o ochronie danych osobowych grozi grzywna, ograniczenie lub pozbawienie wolności do lat dwóch, w szczególnych przypadkach do trzech lat. Wysokie kary pieniężne grożą też administratorowi danych, który nie zabezpieczył należycie systemu. Janusz Hordejuk, dyrektor SP ZOZ w Parczewie zapewnia, że po zdarzeniu wprowadzono nowe zabezpieczenia i pacjenci mogą być spokojni.