Żeby pokazać skalę problemu, rolnik zabiera nas na pole, na którym rósł rzepak i pokazuje ślady działalności dzików.
- To nie tylko dziki zresztą, w tym roku szkody wyrządzają też daniele, które pojawiły się w naszych lasach. Zrobiłem na tym polu zdjęcie - jednocześnie pasło mi się na młodym rzepaku kilkadziesiąt sztuk, więc jak ma tu coś rosnąć - rozkłada ręce Piątkowski. - Poprosiłem myśliwych o oszacowanie szkód, ale nic z tego nie wyszło. Uprawniony fachowiec przyjechał, kiedy mnie nie było, bez mojego udziału obejrzał pole i stwierdził, że żadnej szkody on tu nie widzi. Nawet odpowiedzi na piśmie nie dostałem - narzeka Piątkowski.
Swoje straty szacuje na tysiąc złotych.
Wina rolnika nie dzików?
Szkody szacował Adam Chilimoniuk, myśliwy z wisznickiego koła "Szarak", który odbył odpowiednie kursy i - jak sam podkreśla - społecznie analizuje wszystkie zgłoszenia szkód.
- W tym wypadku było tak, że umówiliśmy się na określoną godzinę, ale pana Piątkowskiego nie było, więc nie czekałem i obejrzałem sam pole. W mojej ocenie kiepski zbiór wynikał tam nie ze szkód wyrządzonych przez dzikie zwierzęta, a z niewłaściwej uprawy. Nie unikamy wypłacania odszkodowań, w tym roku nasze koło zapłaciło już ok. 14 tys. złotych i myślę, że nikogo nie pokrzywdziliśmy. Jednak w tym wypadku uznałem, że wypłata byłaby niezasadna. Jeśli rolnik nie zgadza się z naszą wyceną, może oczywiście dochodzić odszkodowania na drodze sądowej - tłumaczy Chilimoniuk.
Kluczem jest współpraca z rolnikami
Słowa kolegi potwierdza Zenon Dymicki, łowczy koła.
- Tłumaczymy rolnikom przy każdej okazji, że kluczem do rozwiązania problemu nie są tylko spory o ewentualne odszkodowania, ale współpraca rolników z myśliwymi - mówi łowczy. - Jeśli będziemy odpowiednio wcześnie informowani, że np. istnieje potrzeba zwrócenia uwagi na świeżo posiany rzepak, to możemy starać się coś zdziałać. Wiele osób nie rozumie, czym jest łowiectwo i jakie są nasze zadania. Niedawno byłem namawiany, żeby odstrzelić lochę z młodymi, a tego przecież nikt uczciwy i mający jakieś zasady etyczne nie zrobi. Bycie myśliwym to nie tylko Hubertusy i huczne polowania, ale przede wszystkim długofalowa opieka nad lasem - wyjaśnia.
Jego zdaniem okolice Kolana to rzeczywiście dość trudny obwód, bo nie ma tam zbyt wiele lasu i zwierzęta poszukują schronienia w rzepaku czy kukurydzy.
- Dlatego potrzeba komunikacji i współpracy jest szczególnie duża. Co do samych procedur odszkodowawczych: ważne jest, żeby zgłoszenia przychodziły w czas, kiedy można je ocenić. Bo jeśli rolnik przychodzi przy żniwach i mówi, że kilka miesięcy temu coś się wydarzyło, to nam trudno to ocenić - tłumaczy Dymicki.
Drogie hobby
Myśliwi skarżą się na przepisy.
- Mamy mnóstwo obowiązków i kosztów, a nie możemy np. sprzedać pozyskanej zwierzyny, co czyni naszą pasję po prostu bardzo kosztownym hobby. Być może, gdyby było więcej strzelców - selekcjonerów, to i rolnicy mieliby mniej powodów do skarg - podsumowuje łowczy Dymicki.