Od wielu lat mieszkańcy maleńkiej wsi Pomyków, położonej przy drodze z Siemienia do Czemiernik walczą z wójtem, żeby mogli żyć jak cywilizowani ludzie.
Toną w błocie w Pomykowie
Opublikowano:
Autor: Tomasz Dominik
Przeczytaj również:
KulturaGm. Siemień: Około 300 metrów błotnistej brei zamiast drogi. Mieszkańcy Pomykowa muszą brodzić w błocie żeby dostać się do drogi powiatowej, a stamtąd do sklepu, szkoły, pracy, czy kościoła.
Codzienne, wydawało by się tak prozaiczne czynności jak pójście po sprawunki do sklepu, do kościoła, szkoły czy do gminy, do rangi bohaterskiego wyczynu. Niczym żołnierze na froncie muszą przedzierać się przez kilkusetmetrowe błota, by dostać się z domu do jedynej drogi, która łączy ich z cywilizacją.
Do szosy na piechotę
- Przyjedzie Pan drogą od Siemienia w stronę Czemiernik i stanie za tabliczką Pomyków - instruuje mnie telefonicznie Helena Kozyrska. - Tam trzeba skręcić w prawo w drogę i iść do naszych posesji - dodaje. - Tylko weź Pan jakieś gumowce - śmieje się w słuchawkę.
Za tabliczką Pomyków stoi kilka samochodów. Tu widać błotnistą drogę prowadzącą do posesji. W oddali widać, jak starsza kobieta prowadzi rower. Po kilkunastu minutach dociera do szosy. Wsiada na rower i jedzie w stronę sklepu.
Kolejna osoba zostawia auto przy szosie, zmienia buty na gumowce i kieruje się w stronę zabudowań.
Do drogi 300 metrów
- Do mojego domu jest pewnie ze 300 metrów - wylicza Marcin Klej, sołtys wsi Pomyków.
- Mam małe dzieci, które chodzą do szkoły. Czy zima, czy lato muszą iść do szosy piechotą, te 300 metrów w tym błocie, albo w zaspach. Za każdym razem zmieniają buty i spodnie, żeby do szkoły czyste poszły - opowiada sołtys.
Chociaż utwardzić dojazd
Przed domem sołtysa zebrała się grupka ludzi, którzy z żalem opowiadają, jak zostali pozostawieni sami sobie. W sumie jest tam sześć domów i osiemnastu mieszkańców.
Mieszkańcy chcą, żeby gmina zrobiła drogę do ich posesji od drogi powiatowej i połączyła się z drogą gminną w Wólce Siemieńskiej, albo żeby chociaż utwardzić dojazdy do ich posesji.
Zagrożenie zdrowia i życia
Sołtys Klej opowiada, że ostatnio nawet karetka nie dojechała do jednej z posesji.
- Karawan też nie - mówi jedna z mieszkanek Pomykowa.
- Ciała po śmierci na różaniec nie można było dowieźć do domu - dodaje.
Żaden pojazd ratowniczy, nie ma szans na do dojechanie do tych kilku posesji.
Gdyby wybuchł pożar, ciężkie pojazdy straży pożarnej utknęłyby w tym błocie. Nie byłoby szansy na uratowanie życia czy mienia.
Jedna z mieszkanek dodaje, że wszędzie dookoła cywilizacja, telefony, Internety, a oni jakby na końcu świata mieszkali.
- Nie mamy nawet latarni - żali się inna kobieta.
- Czy jest gdzieś taka wieś, żeby była ociemniała całkiem? - pyta Helena Kozyrska.
Wywóz śmieci problemem
Nawet wywóz śmieci to nie lada kłopot dla mieszkańców. Samochód ZUK, który odbiera śmieci nie jest w stanie dojechać do posesji mieszkańców. Dlatego też, oni sami muszą zawieźć worki ze śmieciami do drogi powiatowej.
- Ale jak zawieźć jak nie można przejechać - pyta ironicznie jedna z mieszkanek wsi.
Wyprawa po chleb
- Dla nas kupno chleba to nie lada wycieczka - mówi z żalem mieszkanka wsi.
Żeby pójść do miejscowego sklepu po chleb trzeba poświęcić niemalże godzinę dodaje.
- Jak ktoś ma rower to musi go przeprowadzić przez te błota albo zaspy do drogi powiatowej. Później drogą do sklepu jest ze dwa kilometry. A jeszcze trzeba wrócić. A tam mieszkają w większości starsze osoby - przekonuje.
Wójt się na nas uwziął
Helena Kozyrska wyciąga plik kolorowych ulotek kandydata na wójta Stanisława Dawidka. Jak twierdzi, na żadnej z nich nie ma słowa o miejscowości Pomyków.
- Uwziął się na nas i koniec - powtarza.
Mieszkańcy mają żal, że płacą podatki regularnie i nic dalej nie mają.
- Wójt mówił do nas, lećcie do gazety, to polecieliśmy - mówi Helena Kozyrska.
Teczka pełna dokumentów
Sołtys pokazuje teczkę pełną dokumentów. Są tam pisma do wójta i Rady Gminy pisane już od 2013 r. Sołtys pokazuje też zgody mieszkańców na oddanie części swoich działek pod budowę drogi gminnej. Są też deklaracje, że mieszkańcy sprzedadzą swoje działki dla gminy pod drogę. Jest także lista z osiemnastoma podpisami mieszkańców apelujących o budowę drogi.
Tam nie ma drogi gminnej
Wójt Stanisław Dawidek twierdzi, że na nikogo się nie uwziął, a problem mieszkańców Pomykowa jest mu dobrze znany.
- Tam nie ma drogi gminnej - wyjaśnia wójt. Tłumaczy, że mieszkańcy mają tylko wyznaczony dojazd do swoich posesji i że gmina nie może zrobić drogi na gruncie, który do niej nie należy. A tam wszystkie działki są prywatne.
- Gmina może tylko budować drogi na gruntach gminy - mówi wójt. A oświetlenie gmina może stawiać tylko przy drogach gminnych.
Rozwiązaniem jest scalenie
Wójt opowiada, że podobna sytuacja była w miejscowości Żminne. Tam droga była za zabudowaniami. Mieszkańcy też nie mogli dojechać do swoich posesji. Jednak tam mieszkańcy zebrali się, wyrazili zgodę na scalenie gruntów przez starostwo. Starostwo zrobiło im scalenie i przenieśli tamtą drogę. Teraz gmina będzie mogła im zrobić tą drogę.
- W Pomykowie były trzykrotne próby scalania - dodaje wójt. W ostatniej chwili jednak ktoś zawsze wycofywał swoje podpisy pod zgodą na scalenie.
- Jedyną szansą na drogę w Pomykowie jest scalenie gruntów - podsumowuje wójt.
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE