reklama

Tysiące zatrutych pszczół w milanowskich pasiekach

Opublikowano:
Autor:

Tysiące zatrutych pszczół w milanowskich pasiekach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaNajpewniej oprysk rzepaku spowodował masowe zatrucie pszczół w Milanowie. Straty szacowane są na około 17 tysięcy złotych. Sprawca zapłaci odszkodowanie i może zostać pozbawiony dopłat unijnych.

- Kiedy świeci słońce, w pasiece jest głośno, aż huczy od pszczół. Dlatego, kiedy w sobotę po południu wszedłem między ule i było cichutko, nie widziałem latających owadów, wiedziałem, że stało się coś złego - opowiada Paweł Małafiejew, pszczelarz z Milanowa. Kiedy podszedłem bliżej, zobaczyłem, że martwe pszczoły leżą przed wylotkami. Po otwarciu uli okazało się, że dużo nieżywych owadów jest na dnie, wiele zaś ma objawy porażenia, nie może chodzić ani latać. Nawet nie było powodu, żeby włożyć pszczelarski kapelusz. Natychmiast powiadomiłem policję i Urząd Gminy - relacjonuje pszczelarz.
Laboratorium poszuka toksycznych substancji
Wójt gminy powołał komisję. Po krótkim rekonesansie okolicy okazało się, że pszczoły spadają nie tylko w pasiece państwa Małafiejewów, ale też u kilku innych hodowców. Komisja pobrała próbki owadów oraz roślin z okolicznych pól rzepaku. Kiedy doszło do zatrucia, właśnie ta roślina stanowiła główny cel pszczelich wypraw - wprawdzie kwiaty już niemal przekwitły, ale atrakcyjny zapach pozostał. Próbki zostaną przebadane. Jeśli uda się wykazać zbieżność między trucizną znalezioną w pszczołach a substancjami znalezionymi na roślinach, będzie można w ten sposób wskazać przyczynę i sprawcę nieszczęścia. Nie wykluczone, że ktoś użył preparatu sprowadzonego zza wschodniej granicy, wtedy takie pokojarzenie będzie jeszcze łatwiejsze - Laboratoria sobie z pewnością poradzą, wykonanie takich analiz jest stałą praktyką - mówi Stanisław Chojak, renomowany pszczelarz, który uczestniczył w praczach komisji.
 
 

Paweł Małafiejew, poszkodowany pszczelarz

Praca poszła na marne

Razem z żoną prowadzimy spore gospodarstwo pasieczne, nasze ule stoją w trzech miejscach, to nasz zawód i nasza pasja. Koło domu mamy około pięćdziesiąt rodzin. Nie ma smutniejszego widoku, niż pasieka, w której nie słychać pszczół. Nie wiemy, co dalej będzie. Nie wiemy, czy pyłek, który przyniosły zatrute owady, nie zaszkodzi tym, które jeszcze są zdrowe. Do czasu wygryzienia się młodych owadów nie ma kto latać po miód i zapylać pąków. Planowaliśmy też podzielić stare pszczele rodziny na nowe, czyli zrobić tzw. odkłady, ale z tym musimy też poczekać. Mnóstwo pszczół i mnóstwo naszej pracy poszło na marne

 

Stanisław Chojak, ekspert i pszczelarz z Woli Tulnickiej

Pszczelarze nie są wrogami oprysków

Najpewniej zawinił któryś okoliczny rolnik. Pszczelarze nie są wrogami oprysków, naprawdę wszystko można zrobić, ale w sposób odpowiedzialny. Od lat jako Związek Pszczelarski i środowisko prowadzimy różne akcje edukacyjne, tłumaczymy, kiedy, jak i czym można pryskać i większość rolników to wie, stosuje i nie ma problemów. Przecież pszczoły to pożytek nie tylko dla pszczelarza, ale i dla całego otoczenia. Szanujmy się wzajemnie. W Milanowie straty wstępnie oszacowaliśmy na 17 tysięcy złotych, biorąc pod uwagę, ile pszczół padło i na ile pasieka będzie wyłączona z produkcji. Warto wiedzieć, że w wypadku, jeśli laboratoria wykażą, z którego pola pochodziła trucizna, w grę wchodzi, oprócz odszkodowania, pozbawienie osoby odpowiedzialnej na kilka lat dopłat unijnych. Takie przypadki już się u nas w regionie zdarzały

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE