Urzędnicy obiecują, że wysypisko zrekultywują, ale dopiero jak dostaną środki unijne
Mieszkaniec Wierzbówki koło Parczewa poprosił Wspólnotę o interwencję w sprawie wywożenia śmieci na zamknięte w 2010 r. wysypisko.
Codziennie coś jest przywożone, część na tą stertę ze szkłem, a i od czasu do czasu dwie, trzy wywrotki innych śmieci, zazwyczaj przed południem
- relacjonuje nasz rozmówca. Chce pozostać anonimowy. Twierdzi, że te praktyki trwają nieprzerwanie od długiego czasu.
Dla przykładu w czwartek, piątek i sobotę tj. od 3 do 5 grudnia przywozili popiół. Część była w plastikowych workach. Wozili kilka razy w ciągu dnia. W poniedziałek, 7 grudnia, te śmieci zostały zrównane, rozepchnięte spychaczem na boki, jednak nie do końca, bo pozostałości nadal tam widać. Ludzie też przywożą różne śmieci, wyrzucają przed bramą i nikt tego nie sprząta
- dodaje.
Gałęzie, liście, szkło
Prezes ZUK Marek Perliński nie zaprzeczał, że firma wozi na nieczynne wysypisko liście i gałęzie z przycinek drzew rosnących na terenie miasta. Powiedział też, że tymczasowo składowane składowane są tam odpady szklane.
Wysypisko jest nieczynne już od 5 lat. Żeby wykonać jego rekultywację, potrzebne są ogromne pieniądze. Ani ZUK, ani gmina nie dysponuje takimi środkami. Jedyna szansa, to skorzystanie z pieniędzy unijnych
- tłumaczy.
Perliński dodaje, że liście w naturalny sposób ulegają kompostowaniu i będą bardzo przydatnym materiałem przy rekultywacji.
Obecnie nie prowadzimy na wysypisku żadnego nadzoru, czy monitoringu. Nie wiem, dlaczego ludzie wożą tam śmieci, skoro ZUK odbiera wszystko praktycznie z podwórka
- dziwi się Perliński.
Sołtys Wierzbówki Piotr Iwanek powiedział nam, że na sesjach Rady Gminy ciągle dopytuje radnych, kiedy zrobią porządek z wysypiskiem i ciągle słyszy odpowiedź, że to kosztowna operacja i póki co, to nie ma na ten cel pieniędzy.
Chcielibyśmy mieć po sąsiedzku zielony pachnący las, a tym czasem mamy smród i górę śmieci. Wstyd zaprosić rodzinę albo gości z innej części kraju, a już o tych z zagranicy, to nie chcę nawet wspominać
- mówi Iwanek.
Potrzebny milion
Michał Bożym - szef rady nadzorczej ZUK, a jednocześnie zastępca burmistrza Parczewa, uważa, że wszystko zgodne jest z przepisami. Potwierdził, że odpady organiczne w postaci liści, gałęzi i pewnej ilości popiołu trafiają na wysypisko i będą wykorzystane do jego rekultywacji.
Gmina przygotowuje dokumentację, by pozyskać środki unijne. Cała inwestycja będzie kosztować jakiś milion zł. Będziemy występować o dofinansowani w wysokości 80% wszystkich kosztów. Po przeprowadzeniu rekultywacji wysypiska teren będzie obsiany trawą i obsadzony drzewami
- dodaje Bożym.