Wspólnota: Co robił pan przed rozpoczęciem własnej działalności?
Emil Sobiecki: Mieszkałem z moją dziewczyną w Warszawie i pracowałem. Najpierw była budowlanka, później byłem kurierem, a potem dostawcą w sklepie z ekologiczną żywnością i w tym samym sklepie awansowałem na specjalistę od spraw logistyki. Stąd wiem, jaki jest popyt na żywność zdrową, wartościową i jakie są jej ceny. Po ślubie wróciliśmy tutaj, bo myśleliśmy, że odnajdziemy się na wsi.
W: Dlaczego postanowił pan zamienić Warszawę na Dawidy?
E.S.: Wracając tutaj, moim zamysłem było to, żeby hodować świnie i robić z nich pełnowartościową wędlinę bez chemii i żadnych konserwantów. Chciałem, żeby klient znał pochodzenie tego produktu, żeby wiedział, że żywność kupiona w moim sklepie była wyprodukowana ze świń z mojej chlewni, a nie z przywiezionych z zagranicy.
W: Proszę powiedzieć coś o swoim gospodarstwie.
E.S.: Gospodarstwo należy do moich teściów. Teść zajmuje się od 50 lat hodowlą trzody chlewnej. Ja przejąłem tę tradycję i całą wiedzę hodowlaną zdobyłem od teścia. Staram się to unowocześnić i rozwijać. Na początku miałem 15 loch, a do tej pory zwiększyłem hodowlę do 80. Ja nie hoduję tuczników, mam tylko lochy polskiej rasy, polska genetyka i prosięta oraz swoją paszę zbożową, którą sam produkuję na polu. To jest taka idea - od pola do stołu.
W: Jak doszło do rozpoczęcia pańskiej działalności gospodarczej?
E.S.: Trudno było na początku wprowadzić to w życie. Przyszły chude lata związane z ASF i przy sprzedaży poniżej kosztów produkcji nie było z czego zainwestować. Ubiegły rok był decydujący po tym, co przeszliśmy z innymi mieszkańcami, gdzie ¾ świń w naszej miejscowości zostało wybitych. Stwierdziłem, że dzisiaj hoduję, a jutro mogę stracić cały dobytek. Podjąłem wtedy decyzję, żeby robić wędliny. Pomyślałem, że nawet jak wybiją mi świnie, to ja ten zakład utrzymam i od okolicznych rolników będę w stanie świnie kupić i je przerobić.
W: Jak wygląda proces produkcyjny?
E.S.: Tygodniowo przerabiam dwie lub trzy sztuki, bo taki jest na obecną chwilę popyt. Wędzimy w środy oraz czwartki, a w czwartki, piątki i soboty sprzedajemy świeżutkie wędliny w naszym sklepie. Sprzedajemy też półtusze i nieprzetworzone mięso jak schab, szynka, łopatka ze świeżutkiej tuszy przywiezionej z ubojni.
W: Skąd ma pan receptury na swoje wędliny?
E.S.: Nasze receptury są w stu procentach tradycyjne. Z kilograma mięsa z wędzarni wychodzi nam 60 dag kiełbasy. Ja współpracuję z człowiekiem, który robi wędliny od 30 lat i ma ogromne doświadczenie. Do pewnych receptur dochodzimy metodą prób i błędów, jak na przykład pieczeń rzymska, gdzie cztery razy zmienialiśmy recepturę, żeby dojść do tego finalnego produktu.
W: Jakie ma pan doświadczenia z klientami?
E.S.: Nam bardzo zależy na opinii klientów. Ktoś, kto u nas kupuje i wraca za tydzień, jest pytany, czy smakowało, czy może coś trzeba zmienić. Dla mnie klienci są najważniejsi, bo bez nich nie byłoby naszego przedsiębiorstwa. W innych sklepach kupuje się to, co jest. Można wyrazić opinię, ale nie ma to wpływu na wyroby. U nas jest inaczej. To jest mały, rodzinny biznes i my robimy pod klienta.
W: Czy chciałby pan powiedzieć coś jeszcze czytelnikom Wspólnoty?
E.S.: Zapraszam serdecznie do współpracy wszystkich, którzy chcą spróbować prawdziwego, zdrowego, ekologicznego mięsa wyhodowanego z własnych ras, na własnej paszy z naszego terenu. Przekonajcie się sami, czy warto zapłacić te kilka złotych więcej za jakość.
DANE KONTAKTOWE: Smaki Doliny Zielawy Dawidy 97, 21-205 Jabłoń
|
„Pomysł na biznes” Jest to cykl „Wspólnoty” mający na celu promocję przedsiębiorców, którzy wchodzą na nasz lokalny rynek z ciekawymi, nowatorskimi, a przede wszystkim użytecznymi pomysłami biznesowymi. Jeżeli jesteś jedną z takich osób, zgłoś się do nas, a chętnie opiszemy Twój pomysł. Napisz e-mail do jacek.dejneka@24wspolnota.pl lub zadzwoń na 690 563 247 |