- Jeszcze niemal do końca pierwszej połowy jakoś się trzymaliśmy. Później wszystko się posypało - mówi Andrzej Daszczyk. Szkoleniowiec zespołu z Dębowej Kłody chciał, by mecz odbył się w innym terminie. - Grzesiek Tabeński brał ślub, a na nim i na weselu był mój syn Kamil. Tych dwóch zawodników to bardzo duża strata dla naszej ofensywy. Nie byliśmy w stanie sobie poradzić z takimi brakami - dodaje.
Wynik otworzył młody Piotr Demidziak, a po niespełna godzinie gry podwyższył Mateusz Grabowski. W kolejnych fragmentach dwukrotnie do siatki trafił Dawid Samsoniuk. Co ciekawe, ostatniego gola zdobył w momencie, kiedy między słupkami nie było nominalnego bramkarza. Marcin Bojko podczas jednej z interwencji uderzył kolanem w słupek i nie był w stanie kontynuować gry. Jego miejsce zajął Dawid Kozłowski, który rozpoczął mecz jako napastnik.
- Mamy problemy ilościowe. Z niecierpliwością czekam na koniec rundy jesiennej. Wtedy poleczymy urazy i będziemy musieli poszerzyć kadrę. Tak dalej nie może być i to nie ma sensu. Przed każdą kolejką muszę drżeć, czy będę miał do dyspozycji wystarczającą ilość zawodników - kończy.
LZS Dobryń - Dąb Dębowa Kłoda 4:0 (1:0)
Bramki: Demidziak 43`, Grabowski 56`, D. Samsoniuk 62`, 89`.
LZS Dobryń: T. Andrzejuk - Selewoniuk, Ka. Mądry (77` Tymiński), Staszczuk, Ko. Mądry, Demidziak, Grabowski (70` Biernacki), Maksymiuk, Szymański (65` Rymbielak), R. Andrzejuk, D. Samsoniuk.
Dąb: Bojko (70` Wawryszczuk) - Ziółkowski, Niewęgłowski, Rudnik, Końko, Sz. Majewski (46` K. Majewski), Dułak, Powroźnik, Kopiński, Wieliczko, Kozłowski.