Każdy wynik byłby sprawiedliwy
Przez osiemdziesiąt minut kibice oglądali walkę, zaangażowanie, mnóstwo przebiegniętych kilometrów, ale sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. Dopiero w końcówce po solowej akcji Huberta Sierpienia piłkę do bramki wepchnął z bliska Michał Zarzecki.
Obaj trenerzy do gry delegowali pierwszy garnitur. Edmund Koperwas (Grom) po raz pierwszy od dawna mógł wystawić Pawła Krośko, Radosława Lotka, Łukasza Samociuka i obydwu braci Muszyńskich. Artur Dadasiewicz (Unia) na ławkę rezerwowych ściągnął dawno nie widzianych na boisku Krzysztofa Kępę i Jakuba Kota.
W pierwszej połowie żadna z drużyn nie osiągnęła przewagi. Gra była rwana, pełna niedokładności i niewymuszonych błędów. Bliżsi zdobycia prowadzenia byli unici: po rzucie rożnym z bliska spudłował Daniel Księżopolski a w sytuacji sam na sam Mateusz Wołek trafił w bramkarza. Grom jeszcze przed przerwą musiał wykonać dwie zmiany: ambicja Samociuka, który koniecznie chciał zagrać w derbach została "ukarana" odnowieniem się urazu mięśnia, stłuczenia doznał też Rafał Zieliński. Po przerwie najgroźniej było po strzałach z rzutu wolnego Słupek i poprzeczkę bramki Unii obili Paweł Muszyński i Sierpień. W 85 min. ten ostatni przedarł się prawym skrzydłem i dośrodkował wzdłuż linii pola bramkowego. Piłka minęła obrońców a akcję przytomnie zakończył Zarzecki i gospodarze mogli cieszyć się z prowadzenia. Unia rzuciła się do rozpaczliwego szturmu. W sytuacji sam na sam znalazł się Sebastian Koczkodaj, ale mimo że był nieatakowany i piłkę miał na swojej lepszej, lewej nodze, fatalnie spudłował. W samej końcówce Damian Pliszka z niewielkiej odległości trafił w poprzeczkę, ale szczęście było tego dnia przy gospodarzach.
Grom Kąkolewnica – Unia Żabików 1:0 (0:0)
Bramka: Zarzecki 85'
Grom: Karpiński – Krośko, Lotek, Zieliński (40 Zarzecki), Kozieł, Lotek, M. Muszyński, Samociuk (25 Pękała), Sierpień, Grochowski, P. Muszyński.
Żabików: Dąbkowski – Pieńko, Księżpolski, Palica, Niewęgłowski, Drygiel, Ptaszyński, Koczkodaj, Struk (63 Michalski), Włoszek (73 Kot), Wołek (81 Pliszka).
Gol dla taty
Agrotex podzielił się punktami z Huraganem.
Prowadzenie dał Sebastian Magier. Grający trener otrzymał idealne podanie na siódmy metr od Grzegorza Romaniuka i zamknął akcję. Wyrównał Kacper Chudowolski, finalizując prostopadłą piłkę od Piotra Wojtczuka. W 29 minucie było 2:1. Romaniuk wykorzystał sytuację sam na sam z Łukaszem Bierdzińskim. Bramkę dedykował swojemu niedawno zmarłemu tacie - Tomaszowi. Wynik ustalił Rafał Kwaśniewski po rzucie karnym podyktowanym za zagranie ręką Jarosława Kremecalskiego. "Żąło" uderzył w prawy róg bramkarza. Krystian Korolczuk wyczuł intencję, jednak nie zdołał obronić strzału.
- Zasłużyliśmy na punkt. To nagroda za walkę i zaangażowanie, którymi nadrabialiśmy braki w stosunku do rywala. Goście nie mogli znaleźć sposobu na skruszenie defensyw, chociaż przed meczem liczyli, ile goli strzelą do naszej bramki - mówi Artur Jaszczuk, kierownik Agrotexu.
- Ciężko ostatnim kwadransem zatrzeć słabe wrażenie. Przycisnęliśmy, ale nic z tego nie wynikało. Ze słabym przeciwnikiem straciliśmy punkty. Wydaje mi się, że u niektórych pojawił się element zlekceważenia. Chłopcy dostali nauczkę, że nikt się przed nami nie położy - dodaje Daniel Wajszczuk, trener Huraganu.
Agrotex Milanów - Huragan Międzyrzec Podl. 2:2 (2:1)
Bramki: Magier 10`, G. Romaniuk 29` - Chudowolski 15`, R. Kwaśniewski 75` (k).
Agrotex: Korolczuk - Szypulski, Jaszczuk, Kremecalski, K. Romaniuk, Pacześniowski (75` Prudaczuk), Pawlak, Magier, Pieńkus, Trochunowicz, G. Romaniuk.
Huragan: Bierdziński - Jędruchniewicz, Skrodziuk (80` Tkaczuk), Mirończuk, F. Kwaśniewski (50` Góralski), H. Łukanowski, Czumer, Korgol (65` A. Kwaśniewski), Mielnik (65` R. Kwaśniewski), Chudowolski, Wojtczuk.
Czerwona kartka: Korgol, po zejściu za dwie żółte kartki.
Derby Kujawiaka
W gminie Stanin rządzi zespół Pawła Szlaskiego. Kujawiak ograł Bizona na jego terenie aż 4:0.
Prowadzenie dał Krystian Pasik, kończąc centrę Michała Skwarka. Tuż przed przerwą Grzegorz Iskra dośrodkowywał z rzutu rożnego. Piłka wróciła do niego, a następnie uderzył w bliższy róg z kąta. Po godzinie było 3:0 po strzale z rzutu wolnego Iskry i dobitce Kacpra Chromińskiego. Kropkę nad "i" postawił Marcin Kazana po faulu na Patryku Kwaśnym.
- Sytuację miał Damian Botwina, a Michał trafił w poprzeczkę. Poza tym goście rządzili na boisku. Wykazali więcej zaangażowania. Nie pamiętam, by Kujawiak wygrał z nami tak wysoko. W Jeleńcu jest smutno. Kolejny raz przegraliśmy i jesteśmy na samym dnie - mówi Mariusz Ciołek, kierownik Bizona.
- Taka wygrana to duża sprawa. Wszyscy nastawialiśmy się na trudny mecz, a wyszło nadzwyczaj łatwo. Rządziliśmy na boisku. Po triumfie mamy ulgę, bo ostatnio nam nie szło. Z Gromem również powalczymy o komplet - dodaje Michał Skwarek, zawodnik Kujawiaka, który wraz Danielem Osiakiem oraz Arkadiuszem Sobiechem występowali w Bizonie.
Bizon Jeleniec - Kujawiak Stanin 0:4 (0:2)
Bramki: Pasik 25`, Iskra 45`, Chromiński 61`, Kazana 85` (k).
Bizon: Grzywacz - K. Rybka, P. Rybka, Powalski (46` Kąkol), Kucharzak, D. Botwina (46` Jamborski), Gajda (46` Olek), Szczygielski, Goławski, Rosłoń (75` Chudziński), M. Botwina.
Kujawiak: Kiełczykowski - Adamiak, Szlaski, Kazana, Osiak, Skwarek (65` Kwaśny), Iskra (80` A. Sobiech), Chromiński, Pasik, M. Sobiech (75` Abramek), Tronowski (55` A. Gajownik).
"Filia" gorsza
Najbliższy wyjazd łukowian zakończył się wysokim zwycięstwem.
Godnym odnotowania faktem jest to, że w zespole ŁKS-u wszyscy zawodnicy, którzy pojawili się na boisku mają za sobą przeszłość w Orlętach. Co więcej, tego dnia większe powody do zadowolenia mieli: Sebastian Matuszewski oraz Mateusz Ebert, którzy okazali się lepsi w starciu ze swoimi braćmi rodzonymi: Łukaszem i Łukaszem.
Prowadzenie dał S. Matuszewski, który uderzył obok bramkarza z 15 metrów po dograniu z lewej strony Przemysława Ozygały. Podwyższył Sebastian Sowisz, dobijając strzał Damiana Soćko, a ten z kolei uderzył na 3:0 po prostopadłym dograniu Matuszewskiego. W 67 minucie trafił Mateusz Wysokiński, który jeszcze sezon temu grał w ŁKS-ie. "Wysek" wykorzystał prostopadłe zagranie Krzysztofa Kierycha. W doliczonym czasie obchodzący ostatnio urodziny Piotr Fortuna skończył do pustej bramki po akcji Jakuba Wierzchowskiego i dograniu Wysokińskiego.
- "Filia" była dzisiaj gorsza. Orlęta wyraźnie górowały, ale przegraliśmy trochę za wysoko. Łukowianom mecz ułożył się znakomicie. W tej chwili to bezapelacyjny numer jeden do awansu. Życzę im tego - mówi Jan Baniak, prezes ŁKS-u.
- Wynik mówi bardzo dużo. Dobrze się zaczęło i było nam łatwiej grać. Cieszymy się, ale niepokoi kontuzja Jakuba Wiśniewskiego, której doznał na rozgrzewce - dodaje Robert Różański, trener żółto-czerwonych.
ŁKS Łazy - Orlęta Łuków 1:5 (0:3)
Bramki: Purzycki 90+4` - Matuszewski 1`, Sowisz 27`, Soćko 30`, Wysokiński 67`, Fortuna 90+2`.
ŁKS Łazy: Krasuski - Goławski, Janaszek, Momot, Ł. Ebert, Ł. Matuszewski (82` Izdebski), Gałach (65` Młynarczyk), Jaworski, Kopeć, Sych (46` Purzycki), Przeździak.
Orlęta: Wiśniewski (46` Wojtaszak) - Kiryło, Bulak, Olszewski, Ozygała, Kierych, S. Matuszewski (68` M. Ebert), Sowisz, Wałachowski (58` Wysokiński), Szustek (72` Wierzchowski), Soćko (84` Fortuna).
"Gibon" w ostatniej chwili
Wydawało się, że Unia podzieli się punktami z LZS-em Dobryń.
W 90 minucie padł jedyny gol. Adrian Chmiel dorzucił w pole karne, a kończący akcję Arkadiusz Białach głową zapewnił wygraną beniaminkowi. Dla "Gibona" było to pierwsze trafienie w sezonie. Jego poczynania obserwowała żona Dżesika oraz synowie: Kacper i Alan. - Obaj mają pociąg do piłki. Rośnie nam nowe pokolenie Unii. Arek to nasza ostoja. Gra z nami od lat. Kiedyś był napastnikiem i wydawało się, że zaistnieje w poważniejszej piłce. Teraz jeździ "gruchą" z betonem i zajmuje się rodziną, a na boisku jest obrońcą. To potrzeba chwili. Mamy więcej inteligencji z tyłu - mówi Zbigniew Lamek.
- W drugiej połowie mieliśmy dwie sytuacje, ale nic nie wpadło. To był mecz do jednej bramki i mamy czwartą porażkę z rzędu. Postaramy się o rehabilitację w meczu z Agrotexem, bo mój stołek robi się gorący - dodaje Piotr Ciejak, opiekun LZS-u.
Unia Krzywda - LZS Dobryń 1:0 (0:0)
Bramka: A. Białach 90`.
Unia: Dadasiewicz - A. Białach, Filip, Wesołowski, Łukasik, Piszcz, Cieślak, Chmiel, Garbacik (85` Mateńko), Kępka, Kuś.
Dobryń: Żmudziński - Selewoniuk, Płandowski, Rudowski, Cydejko, Maraszczuk (65` Romaniuk), Andrzejuk, B. Samsoniuk, Ko. Mądry (82` Sołoduszkiewicz), Korneluk, Oleksiuk.
Faworyt do utrzymania
Zespół, któremu mało kto dawał szanse na pozostanie w Klasie Okręgowej wygrał trzeci mecz w sezonie.
Prowadzenie tuż przed przerwą dał Maciej Pawłowski, który miną obrońcę i w sytuacji sam na sam uderzył po krótkim rogu. W 65 minucie wygraną zapewnił Bartosz Mroczek. Pawłowski dośrodkował z rzutu rożnego, a pomocnik Olimpii celnie główkował.
- Niwa miała słupek, a my kilka sytuacji. Mogło skończyć się wynikiem 5:1. Mamy się dobrze. Trzecia wygrana i sądzę, że jesteśmy faworytem do utrzymania się w lidze. Rozgrywki podzieliły się na dwie grupy - mówi Jan Mroczek, opiekun zespołu z Okrzei.
Olimpia Okrzeja - Niwa Łomazy 2:0 (1:0)
Bramki: M. Pawłowski 40`, B. Mroczek 65`.
Olimpia: Olek - J. Mroczek, Sopyła, D. Kryczka, B. Pawłowski (65` Sułkowski), Zbucki (85` M. Pietrzak), B. Mroczek, Grzesiak, Bakan (75` Janiszek), M. Pawłowski, Ochnik (70` G. Kryczka).
Niwa: Kaczmarek - J. Mroczkowski (20 Malewicz`), K. Maksymiuk (78` Luc), Staszczuk, Borysiuk, Kozakiewicz, Niczyporuk, Grabowski, P. Maksymiuk, Polubiec, Lewkowicz.
Nie zawsze wygrywa lepszy
Lutnia ograła Tytan dzięki swojej skuteczności.
Oba trafienia padły w doliczonym czasie gry. Po rzucie rożnym gości miejscowi wyprowadzili kontrę. Jakub Magier zagrał do Mateusza Zaciury, a ten wygrał sytuację sam na sam. W ostatniej minucie meczu kropkę nad "i" postawił Magier po rzucie karnym na sobie samym. Faulował Sebastian Nowachowicz, który chwilę wcześniej był w polu karnym rywali.
- Byliśmy skuteczniejsi od przeciwnika. Oni prowadzili grę, a my wykorzystaliśmy swoje atuty. To był mecz na remis. Wygrana jest naszym szczęściem. Przyznam szczerze, że Tytan był najlepiej grającym zespołem w Piszczacu od niepamiętnych czasów Klasy Okręgowej - mówi Piotr Kurowski, trener Lutnii.
- Schodzący opiekun gospodarzy powiedział do mnie, że nie zawsze lepszy wygrywa. Przegraliśmy, ale jeśli będziemy tak się prezentować w każdym meczu, zaczniemy wygrywać. Pojawił się syndrom doliczonego czasu. Mentalnie coś jest nie tak. Brakuje koncentracji w końcowych fragmentach. A wszystko byłoby wspaniale, gdyby Adam Rozwadowski wykorzystał "dwusetkę" - dodaje Jan Jakubiec, szkoleniowiec Tytana.
Lutnia Piszczac - Tytan Wisznice 2:0 (1:0)
Bramki: Zaciura 45+2`, Magier 90+4` (k).
Lutnia: Kijora - Kacik, Celiński, B. Kaliszuk, Mikocewicz, T. Kaliszuk, Magier, Łukasiewicz, Artymiuk, Kasprowicz (70` Narojek), Zaciura.
Tytan: Nowachowicz - Pastuszewski, Iwaszko (65` Trębicki), K. Oniszczuk, Litwiniuk, Semeniuk, Kowalewski, Rozwadowski (80` Jaworski), Kisiel (65` Kupszta), Gromysz, Makaruk.