reklama
reklama

Czytelniczka: karetka z moim tatą za długo jechała do szpitala

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Z archiwum

Czytelniczka: karetka z moim tatą za długo jechała do szpitala  - Zdjęcie główne

Zdjęcie ilustracyjne | foto Z archiwum

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje parczewskieKaretka jechała do szpitala za długo, a test na covid nie był sterylnie zapakowany – tak twierdzi córka starszego mieszkańca gm. Sosnowica, który zmarł jesienią ubiegłego roku. Kobieta uważa, że interwencja ratowników bialskiego pogotowia została przeprowadzona w sposób nieprawidłowy. Lubelski Urząd Wojewódzki oddalił złożoną przez nią skargę, z zarzutami nie zgadza się też dyrektor pogotowia.
Reklama lokalna
reklama

Wszystko rozegrało się jesienią ubiegłego już roku w jednej z miejscowości w gm. Sosnowica (nazwa wsi do wiadomości redakcji).

W pierwszych dniach października niespełna 80-letni pan Wiesław (imię zmienione), źle się poczuł. Miał duszności, ale później jego samopoczucie się poprawiło. Stan mężczyzny pogorszył się w piątek, 8 października. Duszność się nasiliła, mężczyzna miał stan podgorączkowy (37,5 stopnia), kaszlał i "oddychał inaczej niż zwykle".

 

Jego bliscy zadzwonili na numer alarmowy, na miejsce została skierowana karetka pogotowia ze stacji w Białej Podlaskiej. Zgłoszenie wpłynęło o godzinie 9.46, po minucie ratownicy byli już w drodze, a do pacjenta dotarli o godz. 10.09 (nie jechali z Białej Podlaskiej).

 

Ratownik stwierdził u starszego pana duszność oraz "trzeszczenia w prawym płucu". Starszy pan był przytomny. Dostał tlen oraz lekarstwa. Został wykonany test na obecność covid-19, który dał wynik pozytywny, choć mężczyzna był zaszczepiony dwiema dawkami preparatu Pfizer. Jesienią wydawało się jeszcze, że zakażenia osób zaszczepionych będą się zdarzały rzadko, a jeśli do nich dojdzie, to zainfekowane osoby nie będą umierać.

 

Według styczniowych statystyk Ministerstwa Zdrowia, od rozpoczęcia szczepienia drugą dawką w Polsce odnotowano ok. 67,5 tys. zgonów z powodu covid-19, z czego ok. 8,2 tys. to osoby w pełni zaszczepione.

 

Zapadła decyzja o przewiezieniu pacjenta do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Białej Podlaskiej. Karetka wyjechała do lecznicy o godzinie 10.20, a dotarła o godz. 11.44. – Tata trafił na Izbę Przyjęć z zapaleniem płuc oraz niewydolnością nerek. Następnego dnia, czyli w sobotę, 9 października, zmarł – mówi jego córka, która uważa, że interwencja ratowników, została przeprowadzona w sposób nieprawidłowy. – Dlaczego karetka jechała do szpitala tak długo? – zastanawia się kobieta, jednocześnie nasza Czytelniczka, która poprosiła nas o opisanie sprawy.

 

Córka pana Wiesława ma jeszcze więcej zarzutów. – Test na covid nie był sterylnie zapakowany. Pracownik wyjął go z torby ratunkowej z lewej kieszonki z różowej reklamówki. Test został położony na blacie regału kuchennego razem z pędzelkiem do wymazu. Na podstawie jednej kreski stwierdzono, że wynik jest dodatni, choć tata nigdzie nie wychodził. Cały czas przebywał w domu, bo nie miał jednej nogi – relacjonuje kobieta, która uważa, że test został również źle zabezpieczony. – Został schowany do tej samej różowej reklamówki – wspomina.

 

Nasza Czytelniczka ma więcej zastrzeżeń do pracy ratowników. – Tata został wyniesiony z domu na leżance, nawet nie był okryty, tylko leżał 10 minut w samej koszuli na wietrze (według danych archiwalnych z portalu ekologia.pl, w piątek, 8 października, w pow. parczewskim było 11 stopni Celsjusza, panowała słoneczna aura – aut.). Nawet psa się lepiej traktuje – dodaje kobieta, która napisała w tej sprawie skargę do Ministerstwa Zdrowia.

 

 

Pismo zostało przekazane do wojewody lubelskiego, który nadzoruje działalność pogotowia w regionie. Skarga została uznana za bezzasadną.– Zarzuty nie znalazły potwierdzenia. Ratownicy postępowali zgodnie z obowiązującymi zasadami, mając w szczególności na względzie dobro pacjenta – oceniła Agnieszka Kowalska-Głowiak, dyrektor Wydziału Zdrowia Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.

 

Nie zgodziła się z zarzutem, że karetka jechała do szpitala zbyt długo. – Wskazany w karcie czynności ratunkowych czas to nie tylko czas przejazdu do szpitala, który w zależności od warunków drogowych i natężenia ruchu, na podstawie danych z nawigacji oraz map interaktywnych, wynosi od 1h 20 min do 1h 29 min (z miejscowości, w której mieszkał pan Wiesław do Białej Podlaskiej jest około 80 kilometrów – aut. ), ale też działania podjęte przez ratowników na miejscu wezwania – zauważyła. Dodała, że "transport został wykonany w sposób płynny, bez zbędnych postojów, zaś pacjent był ubrany w kurtkę, buty oraz czapkę".

 

Na podstawie zebranych informacji Kowalska-Głowiak nie zgodziła się z zarzutem, że test nie był sterylnie zapakowany. (...). 

Więcej przeczytasz w papierowym wydaniu "Wspólnoty Parczewskiej", które ukaże się jutro. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama