reklama

Koronawirus atakuje parczewskich przedsiębiorców

Opublikowano:
Autor:

Koronawirus atakuje parczewskich przedsiębiorców - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaPrzedsiębiorcy z powiatu parczewskiego, którzy rozpoczęli działalność w ubiegłym roku, zauważyli już negatywne skutki gospodarcze wywołane ograniczeniami wprowadzonymi przez rząd.

 
 Edward Ochnik,

właściciel pierwszego w Parczewie biura nieruchomości U.N.F. Ochnik

 

"Wspólnota": Jak funkcjonowało pańskie biuro przed epidemią wirusa?

Edward Ochnik: Powoli się ludzie przyzwyczajają i jednak dobrze, że to biuro funkcjonuje. Niektórzy potrzebują zajrzeć i zapytać, bo wszystkiego nie wiedzą i to się czasem przekłada na sprzedaże, ale mogą sobie przynajmniej porozmawiać odnośnie nieruchomości.

W: Jak funkcjonuje pańskie przedsiębiorstwo dzisiaj?

E.O.: To jest trudny temat dla mojej agencji. Biuro mam zamknięte, bo nie ma takiej niezbędnej potrzeby, że ono musi być otwarte. Ta decyzja została podyktowana względami zdroworozsądkowymi, bo zdrowie jest ważniejsze od innych rzeczy. Jest jednak taka furtka, bo na drzwiach wisi numer telefonu i jak trzeba coś załatwić, to się umawiam, spełniając te wszystkie zasady prewencji zapobiegania szerzeniu się epidemii.

W: W jakim stopniu zmniejszyły się pańskie obroty od ogłoszenia epidemii?

E.O.: Ruch w nam się zmniejszył o około 60-70 procent. Wszystko zależy, jak długo to będzie trwało, bo każdy żyje w niepewności i to blokuje podejmowanie wszelkich racjonalnych decyzji.

W: Czy ma pan jakieś pozytywne refleksje bądź nadzieje w obecnej sytuacji?

E.O.: Trzeba czekać i mieć nadzieję, że to się jak najszybciej skończy, wygaśnie, ustabilizuje i przyniesie pozytywne skutki dla wszystkich.

Emil Sobiecki,

rolnik i przedsiębiorca ze wsi Dawidy

 

  "Wspólnota": Jak wygląda popyt na pańskie wędliny w tym okresie?

Emil Sobiecki: W tym momencie, z racji zbliżających się świąt, na razie jest wzmożony ruch i nasze towary są dostępne, ale nie wiem, co będzie po świętach. Całą produkcję przeznaczam teraz na dostawy do innych sklepów i jakieś straty są, ale ja się cieszę z tego, co mam, nie będę tego ukrywał. Nie mam problemu z dostarczaniem wędlin, bo wożę żywność.

W: Jakie kroki zapobiegawcze podjął pan na terenie swojego gospodarstwa?

E.S.: Na terenie gospodarstwa mój sklep musiałem zamknąć, bo jest bardzo mały i żeby zapewnić bezpieczeństwo klientom i dla sobie, zdecydowałem się na ten trudny krok. Gdybym ja zachorował, czy mój pracownik, to wtedy byłby duży problem. Ja niweluję to ryzyko, żeby mój zakład mógł funkcjonować.

W: Jakie są pańskie obawy w związku z epidemią?

E.S.: Nie ukrywam, że obawy są z tym, co będzie dalej i jak społeczeństwo zubożeje, to czy ludzi będzie stać na te wędliny. Myślę, że takie działalności, jak moje, odczują to na samym końcu. Ja nie jestem jakoś strasznie pokrzywdzony teraz, poza zamknięciem tego sklepu w gospodarstwie, gdzie zyski są na pewno mniejsze. Na pewno jest wielu przedsiębiorców w Parczewie w trudniejszej sytuacji niż ja. Na przykład nasz zakład fryzjerski bardzo to odczuł, bo, jak pan wie, możemy się nie ostrzyc, ale jeść musimy.

W: Zechciałby pan podzielić się kilkoma pozytywnymi wiadomościami w obecnej sytuacji?

E.S.: Mimo tego całego szaleństwa, które panuje, mimo tego, że wszyscy się boimy, staramy się zaopatrywać klientów, żeby dać im poczucie bezpieczeństwa. Tak naprawdę to powinniśmy zamknąć działalność i siedzieć w domu, ale ja sobie zdaję sprawę, że niektóre instytucje muszą być otwarte i funkcjonować pomimo powagi sytuacji. Myślę, że ze zdrowym rozsądkiem uda nam się to przejść wspólnie i będziemy dalej funkcjonować. Klienci do mnie dzwonią i pytają, czy zamówienia na święta dostaną. Ja mówię, że tak. Na pewno naszych klientów nie zawiedziemy. Trzeba robić swoje.

Marcin Piotrowski,

inżynier budownictwa, właściciel firmy BUDMAR z Parczewa

 "Wspólnota": Jak wyglądają pańskie zamówienia po ogłoszeniu epidemii?

Marcin Piotrowski: Spowolnienie w biznesie jest, bo mniej ludzi dzwoni. Jest tego mniej, ale budowlanka w miejscu nie stoi. Z dostawami nie ma problemu, bo ja jestem samowystarczalny. Jest problem z dostawą materiału od producentów, bo brakuje kierowców. Rozmawiałem teraz z moim dostawcą pokryć blach dachowych i jest problem, bo większość kierowców uciekła na zwolnienia. Firmy transportowe zewnętrzne teraz kwitną, bo koszty paliwa spadły i tak samo jest dla mnie. Nie mam pracowników i w ten sposób redukuję i optymalizuję koszty.

W: Czy pańskie biuro funkcjonuje jak wcześniej?

M.P.: Moje biuro jest całkowicie zamknięte, bo na mieście nikogo nie ma i prawie nikt tam nie zagląda. Jest tam informacja na budynku, że kontakt jest tylko telefoniczny i wszystkie obecne zlecenia są tylko i wyłącznie na telefon.

W: Jak wyglądają obecnie obroty pańskiej firmy?

M.P.: Od ogłoszenia epidemii nasze obroty spadły o 50 procent. Czekam, aż się skończy to wszystko, bo wszyscy mają tego dość, to jest strasznie męczące. Trzeba się zawsze zabezpieczyć i inwestować z głową. Nie można liczyć na kredyty i leasingi. Ludzie liczą, że jak jest dobrze, to tak zawsze będzie, a trzeba przyjąć różne warianty, jak to w życiu.

W: Czy ma pan jakieś pozytywne odczucia w związku z obecną sytuacją?

M.P.: Pozytywne jest to, że więcej mam czasu na spędzanie czasu z dziećmi. Pozytywna dla mnie jest też cena paliwa i to, że jak to się wszystko skończy, to nie będziemy się w stanie ogarnąć z ilością pracy, bo to wszystko wróci z podwojeniem i będzie roboty tyle, że nie wiem, czy się z tym wszystkim ogarniemy.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE