Do napaści na dziennikarza doszło w piątek 11 listopada. Tomasz Dominik poszedł z rodziną i znajomymi do jednej z parczewskich restauracji, żeby oglądać mecz piłki nożnej. Polska drużyna grała z Rumunią. Podczas drugiej połowy meczu do lokalu weszli dwaj bracia. Usiedli przy stoliku niedaleko naszego redakcyjnego kolegi.
Byli wyraźnie pod wpływem alkoholu. W pewnej chwili zauważyli mnie i dość głośno komentowali to, że jestem dziennikarzem, z redakcji Tygodnika Wspólnota, który opisywał historię żony jednego z nich
- opowiada Tomasz Dominik.
Mówił, że się zemści
Pod koniec meczu przy stanie 2-0 dla Polski, dziennikarz wyszedł do toalety. Kilka osób miało tę samą potrzebę, zatem ustawiły się w kolejce. Po chwili stanął za nim jeden z braci i używając wulgarnych słów zaczął mu grozić. Mówił, że w końcu zemści się na nim za jakąś sprawę sprzed 20 lat.
Ja nie wiedziałem o czym on mówi i co ma na myśli. Wtórował mu jego starszy brat i prowokował go do zrobienia ze mną porządku. Obaj byli pod wpływem alkoholu i byli bardzo agresywni
- relacjonuje Tomasz Dominik.
Groził pozbawieniem życia
Wreszcie dziennikarz wszedł do toalety, ale nie zamknął drzwi od wewnątrz na zamek.
Zanim zdążyłem skorzystać z toalety, wtargnął do środka młodszy z braci i zaczął mnie szarpać i grozić, że mnie zabije, za...bie, zaczął wyzywać od sku...nów, ch...w, wykrzykiwał pod moim adresem tego rodzaju przekleństwa. Wspierał go w tym jego brat. Podburzał go, żeby wyprowadzić mnie na dwór i tam zrobić ze mną porządek
- opowiada Dominik.
Po krótkiej szamotaninie, kiedy rodzina i znajomi dziennikarza zobaczyli, że został zaatakowany, stanęli w jego obronie.
Pomogli klienci restauracji
Po tym, jak dziennikarzowi udało się wyrwać z rąk dużo większego fizycznie napastnika, zamknął się w toalecie, żeby uniknąć dalszych ataków. Wyszedł stamtąd po kilku minutach i po raz kolejny został zaatakowany. Mężczyzna, jak poprzednio, groził mu pozbawieniem życia i zrobieniem z nim porządku. Wtedy siostra dziennikarza zadzwoniła na policję z prośbą o interwencję, bo agresorzy nie dawali za wygraną. Dzięki interwencji obecnych w restauracji gości oraz obsługi, udało się uspokoić sytuację, a napastnicy zostali zmuszeni przez pracowników restauracji do opuszczenia lokalu.
Nauczyciele zaatakowali ponownie
Po kilkunastu minutach wyszedłem ze znajomymi na zewnątrz lokalu. Wtedy z ukrycia wyszli bracia i chcieli dokończyć dzieła, które zaczęli w restauracji. Znowu padały groźby pozbawienia mnie życia, pobicia oraz wiązanka wulgarnych epitetów pod moim adresem
- opowiada dziennikarz. Dzięki interwencji osób, które były w pobliżu, kolejny raz napastnik został powstrzymany. Po chwili nadjechał radiowóz, na widok którego agresywni bracia uciekli w pośpiechu.
Młodszego z braci, który wtargnął za mną do toalety nie znałem osobiście. Nigdy nie łączyły mnie z nim żadne stosunki ani prywatne, ani służbowe. Starszego znam osobiście i nie miałem z nim dotąd żadnych konfliktów, czy zatargów. Wiem, że obaj są nauczycielami
- mówi Tomasz Dominik.
Dziennikarz zawiadomił prokuraturę
Jestem przekonany, że atak na mnie i groźby pod moim adresem były spowodowane faktem, iż w Tygodniku Wspólnota Parczewska, w którym jestem zatrudniony jako dziennikarz, ukazał się artykuł pt.: "Chcą zwolnić kierowniczkę MOPS, bo ma magistra z Ukrainy", którego bohaterką jest żona jednego z braci. Temat ten z punktu widzenia redakcji nie jest zakończony i planowane są kolejne publikacje. W moim przekonaniu atak na mnie miał na celu zastraszenie i powstrzymanie redakcji przed kontynuowaniem tematu na łamach gazety. Moim zdaniem, był to zamach na uprawnienie do wykonywania zawodu dziennikarza w bezpiecznych warunkach. Dlatego wczoraj (21 listopada) złożyłem w parczewskiej prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa
- informuje Tomasz Dominik.
(…)
Najnowszy numer Wspólnoty już w Twoim punkcie sprzedaży.