Od 2000 roku, kiedy wyprowadził się najmłodszy syn, Władysław Kalisz mieszka sam. Dzieci nie chcą utrzymywać z nim kontaktu. Nie odbierają nawet telefonów kiedy do nich dzwoni.
Chciałem żeby ktoś tu przyszedł, zamieszkał, zajął się gospodarstwem i dotrzymał mnie do końca mojego życia. Mam już 73 lata i ciężkiej pracy nie dam rady już wykonywać, ale jakby ktoś chciał pracować na gospodarstwie, to podpowiem i pomogę. Mam trzy ciągniki i maszyny rolnicze i wszystkie rzeczy potrzebne w gospodarstwie. Dom jest cały do remontu, ale materiały na remont mam prawie wszystkie
- mówi rolnik.
Teraz hoduję trzy krowy. Mam byczka i jałówkę. Są kury, kaczki. Gdyby jakieś małżeństwo nawet z dziećmi, czy jacyś biedni, ale pracowici ludzie chcieli do mnie przyjść, to po mojej śmierci wszystko będzie ich. Wszystko przepiszę dla dobrych ludzi, jak będą się mną opiekować, bo dzieci nie chcą znać ojca
- żali się Władysław Kalisz.
Mogli wszystko wyprzedać i zniknąć
Jakiś czas temu u Władysława Kalisza pojawiło się małżeństwo zainteresowane jego ofertą. Obejrzeli wszystko i zaproponowali, że będą się nim opiekować, ale musi przepisać na nich całe gospodarstwo i upoważnić do konta bankowego. Rolnik dostaje rentę po wypadku i ma trochę oszczędności.
Na to się nie zgodziłem. Przecież mogliby wszystko wyprzedać, zabrać oszczędności i zniknąć, a ja bym został tu sam z niczym
- opowiada Władysław Kalisz.
Ja czekam na uczciwych ludzi, którzy chcą prowadzić spokojne życie, uprawiać ziemię i pomnażać majątek, który ode mnie dostaną
-dodaje.
Władysław Kalisz prosi zainteresowanych jego ofertą o kontakt telefoniczny - 665 440 644