W piątek 21 kwietnia tuż przed godziną 10 do lasu w okolicy wsi Dębina przyjechał leśniczy, komendant straży leśnej, biegły sądowy z zakresu geodezji, sędzia, protokolantka i oskarżony o kradzież drzewa Franciszek Czech. Nie pojawił się natomiast przedstawiciel prokuratury, która oskarża mężczyznę o kradzież.
Drugi biegły rozstrzygnie spór
Spotkanie w lesie było efektem decyzji włodawskiego sądu o powołaniu drugiego biegłego geodety, bo oskarżony miał poważne zastrzeżenia do pierwszej opinii wykonanej przez biegłą Małgorzatę Ostrowską. Sama Ostrowska zeznała przed sądem, że w liściastym wysokim lesie urządzenie GPS, z którego korzystała, mogło pokazywać błędne wyniki.
- Źle pani wykonała swoją robotę, a ja mam być za to ukarany? - pytał retorycznie oskarżony na rozprawie we wrześniu ubiegłego roku.
Pokazywał pnie drzew, które wyciął
Tym razem sędzia, oskarżony i pracownicy Lasów Państwowych wspólnie szukali w lesie pni po wyciętych przez Franciszka Czecha drzewach, zaś geodeta wraz pomocnikami dokonywali pomiarów, wyznaczali współrzędne tych miejsc, by zebrawszy wszystkie potrzebne dane sporządzić opinię, mapę terenu i wyznaczyć faktyczne granice działek w lesie. Wszystkie te czynności oraz uwagi uczestników zostały na polecenie sędzi zaprotokołowane. Czech pokazał między innymi pnie po 2 drzewach rosnących na działce należącej do Lasów Państwowych, przyznał, że je wyciął i podkreślał, że zrobił to, bo leśniczy wprowadził go w błąd pokazując niewłaściwe granice jego leśnej działki. Leśniczy zaprzeczył, aby taka sytuacja miała miejsce. Po 2 godzinach poszukiwań udało się odnaleźć i oznakować zarówno wszystkie pnie, jak i znaki geodezyjne w postaci kamiennych słupków wkopanych w ziemię.
Miał asygnatę i wyciął 15 drzew
Sąd wyznaczy termin następnej rozprawy po tym, jak otrzyma opinię biegłego geodety, która, jak można się spodziewać, będzie dla sądu jednym z najważniejszych dowodów pomocnych w rozstrzygnięciu o winie lub braku winy oskarżonego.
Przypomnijmy, że w styczniu 2012 roku Franciszek Czech pojechał do lasu wycinać drzewa. Miałem asygnatę. W lesie sprawdził granicę swojej działki odmierzając odległości od betonowego słupka, który jest punktem odniesienia i wyciął 15 drzew. Trzy dni później na jego podwórko przyjechał leśniczy i powiedział, że Czech wyciąłem drzewa z państwowego lasu. Policjanci i leśnicy zawieźli mężczyznę do lasu i pokazali mu, jak - ich zdaniem - przebiega granica między działkami. Na tej podstawie złożyli doniesienie o kradzieży drzewa i sprawa trafiła do sądu.