- Zajrzałem do komputera, żeby się bronić przed pomówieniami – mówi były pracownik parczewskiego szpitala, który jest oskarżony o to, że dokonał wglądu do danych medycznych znajdujących się w zbiorach parczewskiego szpitala. Mężczyzna postanowił odnieść się na łamach "Wspólnoty" do wersji wydarzeń, jaką przedstawiła kobieta, z którą miał romans.
Zaczęło się od romansu
Pierwszy raz pisaliśmy o sprawie w kwietniu ubiegłego roku. Do redakcji zgłosiła się kobieta, która opowiedziała, że w 2018 roku miała romans z pracownikiem parczewskiego szpitala. Twierdziła, że zaszła z nim w ciążę, ale nic mu początkowo nie powiedziała. Wreszcie w styczniu 2019 roku powiedziała, a mężczyzna miał jej grozić. W tamtym czasie mężczyzna nie chciał się odnosić do jej relacji, bo w prokuraturze toczyło się przeciwko niemu postępowanie.
Złożyła zawiadomienie do prokuratury
Na początku ubiegłego roku w rozmowie ze "Wspólnotą" kobieta twierdziła, że pracownik szpitala, z którym miała romans, wyjawił, iż widział jej dokumentacją medyczną dotyczącą ciąży. Zawiadomiła o tym dyrektora szpitala i prokuraturę.
Dziś Mężczyzna nie zaprzecza, że skorzystał z okazji, że jeden ze szpitalnych komputerów był włączony i sprawdził, czy kobieta rzeczywiście rejestrowała się w poradni, bo jego zdaniem jej zachowanie kazało mu podejrzewać, że ona kłamie.
- Nigdy nie miałem i nie mam loginów i haseł żadnego z lekarzy parczewskiej placówki i żaden z lekarzy nie pomógł mi uzyskać żadnych danych, tym bardziej tak zwanych "danych wrażliwych" - przekonuje mężczyzna. - Jedyne co chciałem wiedzieć, to czy rzeczywiście przychodziła do w poradni dla kobiet. Okazało się, że w datach, które wskazywała, w ogóle jej tam nie było – dodaje.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).