reklama

Śledztwo po porodzie w parczewskim szpitalu. Dziecko jest ciężko upośledzone

Opublikowano:
Autor:

Śledztwo po porodzie w parczewskim szpitalu. Dziecko jest ciężko upośledzone - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaDziewczynka nie widzi, nie płacze, nie porusza się, nie potrafiła ssać. Ma ostrą padaczkę. Jej mózg jest aktywny tylko w trzydziestu procentach. Mimo bezproblemowej ciąży, po porodzie dostała ZERO punktów w skali Apgar.

Sprawę ujawnił w ubiegłym tygodniu TVN UWAGA w reportażu pt.: "Zero punktów w skali Apgar. Umiałaś zrobić dziecko? To teraz masz!". Rodzice małej Elizy, która urodziła się w Parczewskim szpitalu na początku maja, opowiedzieli wstrząsającą historię o narodzinach ich pierwszego dziecka. W trakcie porodu doszło do komplikacji. Wykonano cesarskie cięcie. Dziewczynka przez trzy tygodnie walczyła o życie. Z powodu niedotlenienia podczas porodu doszło do zamartwicy. Śledztwo w tej sprawie prowadzi bialski Ośrodek Zamiejscowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Prokurator prowadząca postępowanie powiedziała "Wspólnocie", że trwa zbieranie dowodów. Prokuratura zabezpieczyła już dokumentację medyczną.

 

Wymarzone dziecko

- Eliza jest planowanym dzieckiem. Chcieliśmy, żeby był ktoś, o kogo będziemy się troszczyć we dwójkę – tymi słowami rozpoczyna swoją opowieść Natalia Wójcik. - Chcieliśmy stworzyć rodzinę, żeby było do kogo wracać do domu – dodaje Robert Ziółkowski.

Pani Natalia i pan Robert są parą od kilku lat. Oboje wychowywali się w niepełnych rodzinach, dlatego marzyli o stworzeniu własnej. Kiedy pani Natalia skończyła 18 lat, razem z partnerem zdecydowali się na dziecko.

 

Z powodu pandemii rodziła w Parczewie

Ciąża przebiegała prawidłowo. Kobieta była pod opieką lekarza z Lublina i tam zamierzała urodzić. Z powodu pandemii i rozpoczętej przed terminem akcji porodowej, musiała jednak pojechać do najbliższego szpitala w Parczewie.

- Gdy rozstawaliśmy się w izbie przyjęć, obawiałem się tylko tego, że będzie tam sama. Nie będzie nikogo, kto potrzyma ją za rękę. Nie widziałem żadnego ryzyka. Przecież to szpital, miejsce, gdzie ratuje się życie – wspomina pan Robert.

 

 (…)

Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE